Blog Krzysztofa Majdyło

Chcę dzielić się tym, kim jestem z wami....

czwartek, 29 grudnia 2011

Chrześcijański Kościół a ‘Chrześcijańska’ Gnoza


Na początku chrześcijaństwa istniały obok siebie równolegle dwa ruchy. Z jednej strony była to tzn. ‘chrześcijańska’ gnoza z drugiej strony był to apostolski Kościół. Oba ruchy używały Pisma Świętego i posługiwały się podobnym słownictwem. Mówiły o Jezusie, Bogu, Duchu Świętym, zbawieniu, życiu wiecznym itd.Jednak tylko jeden był kościołem, który budował Pan Jezus. Mimo, że minęły setki lat ciągle ważna jest refleksja nad konfliktem gnozy i apostolskiego Kościoła. Musimy pamiętać, że duchy nie umierają i że ciągle jesteśmy narażeni na ich wpływ. Wydaje mi się, że ruch charyzmatyczny potrzebuje zbadania swoich wartości i tendencji. Poniżej przedstawiam kilka głównych cech gnozy z kontraście z Kościołem:


- Dualizm. Gnostycy oddzielali świat ducha i świat materii. Duch był dobry a materia zła. Ten podział wypływał z filozofii greckiej i jest sprzeczny z Biblią. Pismo Święte ukazuje nam Boga, który jest Duchem  jako Stwórcę świata materii. Gdy Bóg stworzył materialny świat nazwał go dobrym. Z drugiej strony widzimy wcielenie Bożego Syna, Jezusa i Jego śmierć na krzyżu. Coś tak fizycznego jak umierający człowiek stało się źródłem czegoś tak duchowego jak przebaczenie grzechów. Gnostyk, dla którego liczył się świat ducha przenosił ‘chrześcijaństwo’ na poziom swoich doświadczeń duchowych i wewnętrznych przeżyć. Liczyło się tylko to, co dzieje się w jego duszy a nie to, co zewnętrzne. Pozwalało to na wiele nadużyć np. seksualnych w grupach gnostyckich. W przeciwieństwie do tego stał Kościół Apostolski, który wskazywał, że wewnętrzne doświadczenia na poziomie duszy powinny owocować przemienionym życiem i świętością. Gnostyk kierował się doświadczeniem duchowym, które nazywał ‘prowadzeniem Duchem Świętym’ czy ‘proroctwem’ nie bacząc czy stoi to w sprzeczności nauką apostołów. Dla gnostyka cielesne wydawało się, gdy wspólnota chrześcijan regularnie spotyka się na wspólnym łamaniu chleba i trwa w nauce apostołów. Gardził kościołem jako ‘zewnętrzną’ instytucją On szukał nowych doznać i nowego poznania. Był indywidualistą. Kościół apostolski uważał natomiast, że duchowe życie jednostki możliwe jest tylko w kontekście przynależenia do wspólnoty oraz, że musi być podsycane poprzez wspólnotowe nabożeństwa z wspólną modlitwą, głoszeniem Słowa i łamaniem chleba.


- Elitaryzm Gnostycy wyraźnie dzielili ludzi na dwie kategorie ‘duchowych’ i ‘cielesnych’. Oczywiście siebie traktowali jako tych pierwszych. Zdobycie elitarnej wiedzy (gr. Gnosis) było kryterium nazywania się ‘duchowym’. Ten, kto doświadczył wyjątkowego oświecenia stawał się tym lepszym. Gnostycy z pogardą patrzyli na Kościół Apostolski traktując chrześcijan, którzy do niego należeli jako ‘cielesnych’. Lubili przydawać sobie autorytet. To jeden z liderów gnozy Valentius stworzył koncepcję ‘sukcesji apostolskiej’ twierdząc, ze ma tajną wiedzę (gnosis) pochodzącą od bezpośrednich uczniów apostoła Pawła. Inni budowali swój prestiż twierdząc, ze są prorokami, którzy niosą coś nowego dla Kościoła. Kościół Apostolski jednak uważał, że cała wiedza już została nam przekazana przez apostołów (Juda 1:3). Wiedza nie jest tajna. Jest dla każdego chrześcijanina. Wszyscy jesteśmy po prostu na wspólnej drodze duchowego wzrostu. Duchowy wzrost nie powinien nigdy być podstawą do gardzenia innymi wierzącymi. Im bardziej duchowo wzrastam, tym bardziej jestem jak Jezus. A to oznacza, że coraz bardziej kształtuję w sobie pokorę i postawę sługi. Miłość buduje a poznanie nadyma!


- Skupienie wobec charyzmatycznych jednostek. Grupy gnostyckie tworzyły się wokół wybitnych jednostek. Np. wspomniany wyżej Valentinus słynął z niesamowitej elokwencji i wpływu na ludzi. (Nawet liderzy apostolskiego Kościoła przyznawali, że jego dar przemawiania był charyzmatem od Boga.) Nazwy grup często brały się od nazwy lidera. Przypomina to ostrzeżenie apostoła Pawła do starszyzny efeskiej, że pewnego dnia pojawią się wilki ‘które uczniów za sobą pociągną’ (Dz.Ap 20:30). Boży liderzy, nawet jeśli byli wybitnymi jednostkami starali się pociągnąć uczniów do Jezusa a nie do siebie, wywyższyć imię Pana a nie swoje własne. W Kościele Apostolskim ci, którzy byli obdarzeni wyjątkowym charyzmatem oddawali ten dar na służbę wspólnocie. Gnostycy budowali swoją grupę wokół swojego charyzmatu. Gdy w grupie gnostyckiej powstawały kolejne silne jednostki bardzo często zakładały swoje niezależne grupy, często ze swoją własną doktryną. Gdy w Kościele powstawali ludzie z wyjątkowym charyzmatem nie odchodzili z Kościoła, ale wzmacniali i budowali go.


- Różnorodność. Gnoza nie była spójnym ruchem, ale wieloma różnymi herezjami. Słowo herezja (gr. Hairesis) pierwotnie oznaczało wybór, opinia. Zaczęto je używać na określenie różnych grup filozoficznych w starożytnej Grecji. Ojcowie Kościoła wprost uważali, że liderzy gnozy to greccy filozofowie, którzy do swoich koncepcji dodali coś z Ewangelii lub nauki apostołów, ale ciągle zostali przy swoim wolnomyślicielstwie. Wartością przewodnia w Kościele zawsze byłą jedność. Widać to wyraźnie w pismach Nowego Testamentu. Jedność wymaga oczywiście dużo pokory, miłości i wzajemnego szacunku. W gnozie wartością było szukanie coraz głębszej wiedzy (gnosis) i większych doznań. Jedność nie była dla gnozy naczelną wartością. Cechą Kościoła była jedność. Cechą Gnozy brak spójności.


Co dzisiaj budujemy? Kościół, czy Gnozę?





piątek, 23 grudnia 2011

Cud Wcielenia


Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka przyszłą na świat” Jan 1:9

Święta Narodzenia Pańskiego to upamiętnienie cudu Wcielenia. Stwórca staje się stworzeniem! Nieskończony Bóg staje się pojedynczą komórką. Wszechmogący staje się bezbronnym dzieckiem. Wszechwiedzący staje się tym, który jeszcze nic nie wie. Słowo staje się ciałem. To drugi najważniejszy po Zmartwychwstaniu cud naszej wiary. Paweł ogłasza: „(…) wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom (…)” (Fil 2:7). To wyparcie się samego siebie (gr. Kenosis) zdumiewało Boży lud od zarania ery Kościoła. Jak Boży Syn zostawił swoją chwałę w niebie? Czy zasłonił swoje boskie atrybuty? Czy przestał z nich korzystać? Kenoza (czyli wyparcie się samego siebie) staje się od początku drogą naszego Pana, która zaprowadzi Go na krzyż. Staje się także  drogą naszego, chrześcijańskiego życia.



Chciałbym podzielić się głównymi przyczynami, dla których Bóg-Syn stał się w pewnym momencie czasu człowiekiem.

1)      Objawił nam Ojca. „Boga nikt nigdy nie widział; lecz jednorodzony Bóg, który jest na łonie Ojca objawił Go” (Jan 1:18) Jako skażone grzechem stworzenie nie mogliśmy oglądać Boga. Byliśmy tak ślepi, że niektórzy z nas w duchowym szaleństwie mówili, że Boga nie ma. Byliśmy mieszkańcami krainy mroków, niezdolnymi sami odnaleźć drogę do Ojca. Jezus przyszedł jako światłość do naszej ciemności (Izajasz 9:1). On jest prawdziwą światłością, która niesie nam życie (Jan 1:4) To coś o wiele więcej niż słońce czy gwiazdy. On oświecił nasze serca. Na jego twarzy mogliśmy zobaczyć chwałę Boga! (II Kor 4:6) Stwórca wkroczył w swoje stworzenie i poprzez swoje człowieczeństwo objawił nam swoją chwałę.
„Co było od początku, co słyszeliśmy, co oczami naszymi wiedzieliśmy, na co patrzyliśmy i czego nasze ręce dotykały, o Słowie Żywota. A Żywot objawiony został, i widzieliśmy, i świadczymy, i zwiastujemy wam ów żywot wieczny, który był u Ojca, a nam objawiony został” (I Jan 1:1-2) Ponieważ w nim zamieszkała cieleśnie cała pełnia boskości (Kol 2:9), Jezus jest dla nas obrazem (gr. eikon) Boga niewidzialnego! Jezus w swoim człowieczeństwie jest jedyną ikoną, na którą mamy patrzeć, kontemplować, zdumiewać się i czcić. Każdy kto skłoni się w uwielbieniu i adoracji przed Tą Ikoną doświadczy światła, życia i chwały Bożej. Przestanie być ślepcem i zobaczy Ojca!

2)      Jezus stał się ofiarą zastępczą. Myślimy czasem, że zasada ‘oko za oko, ząb za ząb’ to nie Nowy Testament, lecz jest ona standardem Bożej sprawiedliwości, który stanowi podstawę dla ofiary Jezusa na Krzyżu. Ponieważ to człowiek zgrzeszył i jest winny śmierci, to nikt inny jak tylko człowiek musi umrzeć. Oko za oko. Ząb za ząb. Człowiek za człowieka. Bez przelania krwi nie ma odpuszczenia grzechów (Hebr 9:22). Jezus chcąc przynieść nam odkupienie, musiał stać się pierw tym, który ma krew. Stał się człowiekiem! Religia, która jest bezkrwawa nie może przynieść człowiekowi zbawienia. Chrześcijaństwo to najbardziej ‘materialistyczna’ religia! Jej centrum stanowi prawdziwe ciało i prawdziwa krew Bożego Syna wydana dla nas na Golgocie. Coś tak ‘cielesnego’ jak krew przyniosło coś tak duchowego jak wieczne zbawienie!
3)      Wkraczając w swoje stworzenie Bóg rozpoczął jego przemianę. Apostoł Jan oświadczając, że Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami mówi dosłownie, że Słowo rozbiło namiot między nami. Oczywiście jest to aluzja do Przybytku Mojżesza, w którym mieszkał Bóg podczas wędrówki Izraela po pustyni. Ludzkie ciało będące częścią stworzenia zostaje nazwane świątynią! Bóg nie brzydzi się człowieczeństwem! Ten, który w akcie stworzenia ukształtował człowieka, był w pewien sposób od niego oddalony. We wcieleniu Bóg sam przyodziewa się w człowieczeństwo. Ciała chrześcijan są teraz nazwane świątynią Ducha Świętego. (I Kor 6:19) Bóg-Syn stał się uczestnikiem ludzkiej natury, abyśmy my mogli stawać się ‘uczestnikami boskiej natury (II Ptr 1:4) a w momencie naszego zmartwychwstania stanęli podobni do Boga (I Jan 3:2). Gdy Bóg postanowił stworzyć człowieka miał podwójny cel, aby człowiek był po pierwsze na Boży obraz, a po drugie na Boże podobieństwo (I Mojż 1:26). Jednak na początku Pan osiągnął tylko pierwszą rzecz (I Mojż 1:27). Podobieństwo objawi się światu dopiero w chwili zmartwychwstania! (I Jan 3:2) W nas już dziś jest  nowe stworzenie, ale gdy przyjdzie Pan, a my zmartwychwstając zajaśniejemy podobieństwem Bożym w ów czas całe stworzenie ulegnie transformacji (II Kor 5:17, Izajasz 65:17). Paweł opisuje zmartwychwstanie w następujący sposób: „A gdy to co skażone, przyoblecze się w to co nieskażone, i to co śmiertelne , przyoblecze się w to, nieśmiertelność wtedy wypełni się słowo napisane: Pochłonięta jest śmierć w zwycięstwie!” (I Kor 15: 54) Abyśmy my skażeni mogli pewnego dnia przyoblec się w ciało nieskażone i w nieśmiertelność, Boży Syn, Nieśmiertelny i Nieskażony musiał przyodziać na siebie w uniżeniu skażone i śmiertelne człowieczeństwo! Wcielenie Bożego Syna to wkroczenie Stwórcy w Jego dzieło i wstęp do Bożego celu, całkowitej  transformacji człowieka. Gdy człowiek, który jest panem stworzenia zostanie przemieniony wtedy ta przemiana dosięgnie całego świata. Ta Transformacja nazywa się Nowym Stworzeniem (Izajasz 65:17)!!!

Życzę, aby przyjście Bożego Syna w ciele było dla nas ciągle przyczyną do zdumienia, które przemieni nasze życie dla Bożej Chwały!

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Oglądanie twarzy Boga


„Lecz my wszyscy, którzy z odsłoniętą twarzą patrzymy na chwałę Pana, jakby w zwierciadle, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, za sprawą Ducha Pana” II Kor 3:18 (BG)
„Ponieważ Bóg, który rozkazał, aby w ciemności rozbłysło światło, ten zabłysnął w naszych sercach, aby zajaśniało w nas poznanie chwały Bożej w obliczu Jezusa Chrystusa.” II Kor 4:6 (BG)

Jest tylko jedno co ma moc przemienić nas i wydobyć z nas piękno Bożego obrazu. Tylko oglądanie twarzy Boga ma siłę transformacji człowieka. Kiedyś byłem martwą gliną, w którą On tchnął życie i stałem się duszą żyjącą.  Dziś gdy znów staję przed moim Stwórcą i oglądam Go, to spotkanie przemienia moje życie.

W praktyce oglądanie Boga to modlitwa. Cel modlitwy to  spotkać się z Nim. Ewangeliczni chrześcijanie akcentując moment nawrócenia czasem zapominają, że nawrócenie rozpoczyna drogę. Nasze życie to droga. Chrześcijaństwo to droga. Droga przemian wynikających ze spotykania się z Panem twarzą w twarz. Droga przemian z chwały w chwałę. Jego natura przemienia moje człowieczeństwo i czyni mnie ‘uczestnikiem Jego boskiej natury (II Ptr 1:4)’. Jego atrybuty stają się moimi cnotami.

Spotkanie z Bogiem jest wstrząsem. Jest szokiem. On jest Inny. Jego świętość to ‘inność’. To Jego ‘inność’ jest tak wstrząsająca dla nas. Jest inny od wszystkiego stworzonego. Doświadczanie Jego jest inne od wszystkich możliwych doświadczeń. Prawdziwe spotkanie z Bogiem to jakby ktoś cię potrząsnął za ramiona. Jakbyś biegł i nagle się z czymś zderzył. Jakby ktoś wyrwał cię ze snu. Przypomnij sobie wydarzenia głęboko wstrząsnęły twoim życie. Prawdziwe spotkanie Boga potrząsa nas.
On zdumiewa, fascynuje. Zawstydza, ale i wyzwala. Przeraża i pociąga. Uzależnia… Odczuwam przyjemność poznawania Boga. Pojawia się dziwna, euforyczna radość.
Prawdziwe spotkanie Boga musi być zdumieniem.
„Jeśliśmy bowiem w stan zachwycenia popadli, działo się to dla Boga, a jeśli przy trzeźwym umyśle jesteśmy, to dla was”. II Kor 5:13 (BB)
Słowo ‘zachwycenie’ można przetłumaczyć jako ‘zdumienie’. Tym słowem opisywana jest reakcja ludzi na nauczanie i cuda Jezusa… Dla Boga przeżywam zdumienie. Spotykam go i wpadam w zachwyt Jego Innością. Gdy jestem w zdumieniu On mnie przemienia.
Zdumienie jest ‘dla Boga’, ale potem przychodzi ‘trzeźwość’, która jest dla ludzi. Jedyni ‘trzeźwi’ ludzie to ci, którzy spotykają Zdumiewającego Boga.  To tak, jakbyśmy ciągle przysypiali, albo popadali w jakiś trans i tylko spotykanie się z Bogiem, oglądanie Jego twarzy budziło nas, otrzeźwiało.

„(…) nie może mnie człowiek oglądać i pozostać przy życiu.” II Moj 33:20 (BB) Spotkanie z Bogiem zawsze nas zabija, ale potem ożywia. W ten sposób Bóg nas zmienia. Coś musi być zniszczone. Ten, kto umarł jest naprawdę wolny. Już się nie boję. Nie walczę. Nie mam ambicji. Umarłem.
Oglądanie Jego twarzy daje odwagę. „(…) bardzo śmiało sobie poczynamy” (II Kor 3:12). Może dla kogoś z zewnątrz wygląda to na arogancję. Gdy Izajasz zobaczył Boga i usłyszał Jego głos ‘Kogo poślę? (Iz 6:8) odpowiedział ‘Oto jestem. Poślij mnie’. Czy to nie brzmi jak arogancja? Potem Izajasz usłyszał, że nikt nie uwierzy w jego poselstwo, że nikt się nie nawróci. Oglądanie twarzy Boga daje odwagę, aby przegrać. Mam takie wrażenie, ze tylko ten, kto ma odwagę, aby przegrać, zdobywa prawo, żeby wygrać. Tylko ten, kto ma odwagę, aby być niczym, zdobywa prawo, aby być kimś. Jedyni odważni ludzie, którzy chodzą po ziemi to ci, którzy oglądają twarz Boga.
Kiedyś czytałem historię świętego Patryka. Jak jeden człowiek, bez żadnego wsparcia mógł przyprowadzić do Boga całą Irlandię, której religię dziś określilibyśmy jako ‘satanizm’? Otóż Irlandczycy bardzo cenili odwagę. Patryk nie mając broni i siły zafascynował ich odwagą. Był jedynym człowiekiem na wyspie, który wieczorem mógł położyć się i spokojnie zasnąć. Inni drżeli przed swoimi demonicznymi bogami i militarnymi wrogami i aby spać musieli się upić.
Tylko co, którzy oglądają Zdumiewającego Boga są odważni!
Chcę cię zachęcić. Bądź głodny Boga. Chciej go doświadczać. Zachwycać się Nim. Pozwolić, aby wstrząsał twoim życiem. Musimy być nie tylko teologami, ale również mistykami. Wszyscy. Poznawać Boga swoim umysłem, ale też doświadczać i przeżywać go.
Chwała Boża jest na twarzy Jezusa. Tylko przez Niego oglądamy Ojca. On jest obrazem, ikoną Boga niewidzialnego! (Kol 1:15). To jest jedyna Ikona, na którą możesz się patrzeć i którą możesz czcić, adorować i podziwiać. Jezus!!! Czasem Jezus nam powszednieje. Staje się zwyczajny. Potrzebujemy chyba, aby zabrał nas na wzgórze Przemienienia jak apostołów. Odsunął zwyczajność i pokazał blask Swojej chwały, dające życie światło. Potrzebujemy, aby zdumiał nas tak, abyśmy powiedzieli „Mistrzu, dobrze nam tu być (…)” (Łuk 9:33). Potrzebujemy znaleźć się w tym miejscu, o którym Ewangelia pisze: „A podniósłszy oczy swoje, nikogo nie widzieli, tylko Jezusa samego” (Mat 17:8).







piątek, 9 grudnia 2011

Terapia Socjopatii czyli Osoba vs Jednostka cz. 2


Bóg stwarzając nas na swój obraz uczynił nas osobami, czyli istotami wspólnotowymi, relacyjnymi.  „Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (I Jan 4:8) To, że Bóg jest miłością oznacza, że musiał się tą miłością dzielić. W naturze Boga leży relacja. ’ Jest miłością’ oznacza, że od wieczności okazywał tą miłość. Mówimy tu o relacji miłości pomiędzy Ojcem i Synem i Duchem. My, zrodzeni z Boga, który jest miłością, jesteśmy również zrodzeni do wspólnoty, dla innych, dla tego, aby dzielić miłość. W ‘nowym narodzeniu’ Bóg zmienia naszą naturę. Ta nowa natura to miłość. To wołanie o wspólnotę. Bóg leczy nas z izolacji, która jest konsekwencją grzechu. Nie jesteśmy już nieszczęśliwymi jednostkami, stajemy się osobami Jak On. Nie jesteśmy obcymi i przechodniami….
Relacje tworzą naszą tożsamość
To kim jestem odkrywam w relacji z innym człowiekiem i w relacji z Bogiem. Relacje są jakby lustrami dzięki którym poznaję siebie. Uczę się, kim jestem. Pierwsza osoba Trójcy przedstawia się nam jako ‘Ojciec’. Czy myślałeś o tym? ‘Ojciec’ to nie imię. To status w relacji. Ojciec jest tylko dlatego ojcem, bo istnieje syn. Bóg czerpie swoją tożsamość z relacji. Tym bardziej my. Nędza jednostki polega na tym, że nie wiem kim jest.
Relację to wolność do wyrażenia się, ekspresji.
Często stawiana jest przed nami alternatywa: wolność, albo wspólnota. To kłamstwo! Wspólnota daje wolność. Bóg jest wspólnotą trzech Osób i nikt nie powie, że brak Mu wolności. Relacja pozwala mi uzewnętrznić to kim jestem, wyrazić siebie. Izolacja jednostki jest jej niewolą. W relacji odkrywam siebie i wyrażam to, co jest we mnie. To daje prawdziwe szczęście.
Relacje ‘poszerzają’
Wierzę, że Bóg buduje kościół jako ziemskie przedłużenie swojej wspólnoty, jako miejsce terapii, uzdrowienia z izolacji. Wszyscy jesteśmy ‘socjopatami’. (Nie używam tego słowa w sensie medycznym.:) Nasza ‘socjopatia’ to nie zdolność do życia w wspólnocie, nieszanowanie innych osób.) Kościół jest miejscem uzdrowienia z ‘socjopatii’. W Kościele staję się ‘szerszy’. Nie tylko relacje z Nieskończonym czyni mnie ‘nieskończonym’, ale relacje z braćmi poszerzają moje życie, moje perspektywy. „Otworzyłeś przede mną szeroką przestrzeń”. Chrystus jest Prawdziwym człowiekiem. W nim staję się dopiero człowiekiem, osobą. Kościół Jako Ciało Chrystusa jest kontekstem tej mojej terapii, ‘uczłowieczania’ mnie. To we wspólnocie moje życie nabiera wielkości.
„Żeby Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach waszych, a wy wkorzenieni i ugruntowani w miłości zdołali pojąć ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość i długość, i wysokość, i głębokość” (Ef 3:17,18)
To jest to poszerzanie, o którym mówię.
Szczerość – klucz do prawdziwej wspólnoty
Słyszeliście, że każdy ‘człowiek jest kłamcą’. (Rzym 3:4) To główny problem z relacją.
W Biblii twarz, oblicze oznacza często osobę, osobowość. To że mamy szukać Bożej twarzy oznacza, ze mamy szukać go jako Osobę, traktować Go jako osobę. To że On chce zobaczyć naszą twarz (Pieśń nad pieśniami 2:14) oznacza, ze On chce abyśmy byli szczerzy i stanęli przed nim bez udawania. Jako osoby.
„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.” II Kor 3:18
Wiesz dlaczego wielu chrześcijan przez lata się nie zmienia? Bo mają maski. Mając maskę na twarzy nigdy nie zbudujesz relacji z nikim. Ściągnij maskę. W relacji z Bogiem będziesz przemieniany ‘z chwały w chwałę’, aż zostanie w tobie odnowiony obraz Boży tzn. prawdziwe człowieczeństwo.
Podobnie jeśli odsłonisz twarz w relacji z inną osobą, ta relacja cię przemieni .
Zakładamy maski myśląc, że to wolność. Myślimy, że pod maską będziemy bezpieczni, ukryjemy prawdę o sobie. Ta maska niestety stanie się niewolą i nieszczęściem.
Ciało Chrystusa jest budowane tylko wtedy, gdy „jesteśmy szczerzy w miłości” (Ef 4:15 ) tzn. bez masek. Cały czas tęsknię za takim kościołem…
Apostoł Jan mówi o ‘chodzeniu w ciemności’ (I Jan 1:6). Chodzenie w ciemności uniemożliwia ‘społeczność/koinonię z Bogiem’(w.6), przebaczenie z grzechów (w.7) i ‘społeczność/koinonię z innymi wierzącymi’(w.7). Jan definiuje ‘chodzenie w ciemności’ jako ‘kłamanie i nie trzymanie się prawdy’ (w.6).  Chodzenie w ciemności nieszczerość. To maska.
To nasza socjopatia!
Zanim całe człowieczeństwo zostanie odnowione. Kościół ma być proroczą zapowiedzią przyszłości.
W świecie ‘gdzie miłość wielu oziębnie’ (Mat:24:12) i ludzie będą bez serca (II Tym. 3:3) to Kościół ma być rozpoznawalny po miłości wzajemnej (Jan 13:35). Kościół ma być enklawą prawdziwego człowieczeństwa i szczerych relacji pośród socjopatycznego świata. Powinniśmy zdjąć maski i przestać być ‘socjopatami’. Chrystus chce nas nauczyć prawdziwego człowieczeństwa, bycia osobami. Rzucam sobie i wam to wyzwanie!


czwartek, 8 grudnia 2011

Czy świętować Boże Narodzenie?

Dziś z perspektywy biblijnej uznajemy, że Jezus urodził się w czasie jesiennego  Święta Namiotów (hebr. Sukkot). (Zainteresowani mogą odnaleźć w internecie artykuły z szczegółowymi  wyliczeniami.) Święto Namiotów upamiętniało doniosłe wydarzenie, że Bóg zbudował Namiot (Przybytek) i zamieszkał pośród swojego ludu w czasie ich wędrówki przez pustynię, a z drugiej strony zapowiadało, że Bóg jako Król obejmie pewnego dnia panowanie nad wszystkimi narodami. Jezu rodząc się w tym czasie pokazał swój królewski status. Apostoł Jan oznajmia: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało (dosł. rozbiło namiot) wśród nas (…)” (Jan 1:14)
Jednak już na początku 3go wieku Hipolit, jeden z Ojców Kościoła wskazywał na 25 grudnia jako na datę narodzenia Pana. Chrześcijanie zaczęli świętować cud wcielenia w tym właśnie czasie jako swoistą kontrę dla pogańskich obchodów przesilenia zimowego czy późniejszego rzymskiego święta Sol Invictus (łac. Niezwyciężone Słońce). Wierzący ogłaszali, że pojawiło się nie słońce zwyciężające zimę i wydłużające dnie, ale przyszło na świat prawdziwe „Słońce Sprawiedliwości z uzdrowieniem na swych skrzydłach„ Mal.3:20. Ogłaszali, ze Chrystus jest prawdziwym  światłem, które daje życie (Jan 1:4). Święto Narodzenia Pańskiego, święto cudu wcielenia było chrześcijańską reakcją na pogaństwo.
Ruchy odnowy mają tendencję, aby zrywać z historią. Dlatego pośród dzisiejszych chrześcijan ewangelicznych pojawia się tendencja do wzgardy Świętami Narodzenia Pańskiego. Często pada argument, że jest to święto pozabiblijne. Świętujemy wydarzenie jak najbardziej biblijne, największy po zmartwychwstaniu cud, cud wcielenia! Problematyczna jest tylko data. Pamiętajmy, że w historii Izraela są również przypadku ustanawiania świąt nowych, których nie przyniósł Mojżesz. Tak powstało święto Purim i Chanuka. O tym ostatnim jest nawet wzmianka w Ewangelii, ze Jezus je obchodził (Jan 10:22).

Osobiście pragnąłbym odnowienia Święta Namiotów w życiu Kościoła, ale póki co będę 24 i 25 go grudnia czcił Boga, za zbawcze przyjście Jego Syna.

Istnieje wiele kontrowersji na temat zwyczajów świątecznych. Dopatrujemy się pogańskich korzeni. Ale z tego co wiem choinka ma oznaczać rajskie drzewo życia, do którego przyjście Jezusa otworzyło nam na powrót dostęp. Gwiazda na choince to gwiazda betlejemska wskazująca na Chrystusa. A czy jest coś bardziej chrześcijańskiego niż dawanie sobie prezentów, składanie życzeń (tzn. błogosławienie), łamanie się opłatkiem (tzn. dzielenie chleba)?
Apostoł Paweł opisując cud przyjścia Boga w ciele, zostawienia majestatu w niebie mówi „stał się podobny ludziom”(Fil. 2:7).
Jeśli te święta ogłaszają, że Pan „stał się podobny ludziom”, to (chociaż) w tym czasie, my rewolucyjni ewangeliczni chrześcijanie też stańmy się podobni ludziom. Zniżmy się z wyżyn naszej wiedzy biblijnej i starajmy się ‘wcielić’ w kulturę w której żyjemy, aby objawić Chrystusa.
To dobry czas, aby być Jego objawieniem!

środa, 30 listopada 2011

Zbieganie się nurtów (czyli konwergencja)

„Aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary…” (Ef 4:13)

W poznaniu Boga i Jego dróg jesteśmy całkowicie zależni od Niego samego. Wierzę, że nawet mając najdoskonalsze narzędzia do interpretacji Pisma (zasady hermeneutyczne) nie poradzimy sobie bez działania Jego Ducha. Duch Święty jest budowniczym jedności. Ef 4:3 mówi przecież o „jedności Ducha”. Idąc dalej za tą myślą, uważam, że ruch charyzmatyczny, ruch akcentujący Osobę i dzieło Ducha Świętego jest w Bożym planie katalizatorem jedności. To jego rola dziejowa.
Mój znajomy, ks. Peter Hocken, teolog katolickiej odnowy charyzmatycznej rozpropagował termin ‘ekumenizm Ducha’. Najlepiej obrazuje to pojęcie historia z Dziejów Apostolskich, spotkanie apostoła Piotra i domu Korneliusza (DZ.Ap 10). Pierwszy jest Żydem, drugi gojem. Nie ma między nimi nic wspólnego, aż do momentu, gdy Duch Święty zostaje wylany na domowników Korneliusza. Piotr zdumiony przyznaje, że jest to to samo doświadczenie, które on i inni apostołowie mieli „na początku”(Dz.Ap 11:15) tzn. w dzień Pięćdziesiątnicy. Patrząc na to, co się dzieje, a nawet uczestnicząc w tym musi zweryfikować swoje myślenie, poglądy i teologię. Obserwując jak Duch Święty działa pośród tych „innych”, muszę wyjść z getta mojej tradycji kościelnej, z bunkra mojej tożsamości wyznaniowej i zobaczyć w nich braci. To jest ‘ekumenizm Ducha’.

Wydaje mi się, że ‘jedność wiary’ nastąpi na samym końcu. Najpierw Pan chce zobaczyć w nas miłość do braci i wzajemną pokorę. Łatwo kochać tego, kto jest taki sam jak ja. Łatwo być pokornym wobec swojego klonu. „Trud miłości” jest wtedy, gdy mam kochać innego… ,Pan nie pozwoli nam dojść do jedności wiary zanim nie zdamy testu miłości i pokory. Pomyślmy co jest ważniejsze dla Boga poznanie, czy pokora i miłość…?
W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że dziś w chrześcijaństwie są trzy nurty:
a)      Sakramentalno-liturgiczny
b)      Ewangeliczny
c)       Charyzmatyczny

Nurt sakramentalno-liturgiczny oczywiście kładzie nacisk na sakrament i na liturgię. Liturgia etymologicznie z greki to ‘dzieło ludu’. Liturgia w założeniach to wspólnotowe, grupowe uwielbienie(kult) Boga. Liczy się tu raczej ‘my’ niż ‘ja’. Widzę tu pewne niebezpieczeństwa. Nienawrócona jednostka może być wprowadzona w wspólnotowy kult, którego nie rozumie z Bogiem, którego nie zna. Utracony zostaje element osobistej relacji z Bogiem. Nieodrodzony człowiek może znaleźć się w centrum rytuału, który nie ma dla niego duchowego znaczenia. Sakrament to ‘widzialny znak niewidzialnej łaski’. W kościołach tego nurtu oczywiście akcentuje się Wieczerzę Pańską (Eucharystię) i Chrzest. Niebezpieczeństwo pojawia się, gdy brak biblijnej wiary. Wówczas sakrament jest pustym gestem. Sakrament w szerokim tego słowa znaczeniu to całe stworzenie. Widzialne stworzenie objawia niewidzialnego Stwórcę. Natomiast w najwznioślejszym tego słowa znaczeniu to przyjście na świat Bożego Syna. Ojciec daje światy Syna. Słowo staje się ciałem. Nurt sakramentalno-liturgiczny chcę utożsamić z pierwszą Osobą Trójcy, z Ojcem.
Nurt ewangeliczny można zdefiniować klasycznie jako następujące cechy:
- Biblia podstawą życia i pobożności
- Potrzeba osobistego nawrócenia i indywidualnej relacji z Bogiem
- Krzyż i zmartwychwstanie Pana Jezusa w centrum
- Nastawienie na ewangelizację

Ruch ewangeliczny jest reakcją na niepokojące zjawiska pojawiające się we wcześniejszym ruchu. Jak każda reakcja ma w sobie niebezpieczeństwo zbyt dużego przesunięcia w stronę przeciwną. Podam przykład. Ruch sakramentalno-liturgiczny sugeruje, że nie musisz mieć osobistej relacji z Bogiem wystarczy, że jesteś częścią kościoła. Reakcja ruchu ewangelicznego na to może być następująca; Jeśli masz indywidualną relację z Bogiem nie potrzebujesz kościoła, wspólnoty. Ruch ewangeliczny utożsamiałbym z drugą Osobą Trójcy, z Bożym Synem. Ponieważ ruch ewangeliczny jest reakcją na ruch liturgiczno-sakramentalny istnieje pomiędzy nimi konflikt. Dopiero pojawienie się trzeciego nurtu stało się katalizatorem jedności. Ten trzeci nurt to:

Nurt charyzmatyczny. Ruch akcentuje działanie trzeciej Osoby Trójcy, Ducha Świętego. Charyzmatycy z jednej strony docenili obecność i dynamikę Ducha Świętego w życiu jednostki z drugiej Jego dzieło w Kościele. Daje to nam otwarcie zarówno na ruch ewangeliczny jak i na liturgiczno-sakramentalny.
Zrozumiano w świeży sposób wszystkie punkty definiujące ruch ewangeliczny. Duch otwiera Pismo Święte, prowadzi do indywidualnego nawrócenia i relacji z Ojcem przez Jezusa, uwielbia Bożego Syna i Jego dzieło oraz prowadzi do ewangelizacji.
Duch jednocześnie otwiera nas na liturgię (wspólnotowe uwielbienie) i na sakrament. To ruch charyzmatyczny na łonie dzisiejszego protestantyzmu zrozumiał, że fizyczne gesty niosą znaczenie duchowe. Podnoszenie rąk w modlitwie, taniec, muzyka, dęcie w szofar, nakładanie rąk na chorych, namaszczenie olejem. Zobaczyliśmy, że to nie tylko symbole, ale że realnie Duch przez nie działa. W świetle tego na nowo spojrzeliśmy na Wieczerzę Pańską (Eucharystię) i Chrzest. Odkryliśmy to, co wiedzą od dawna sakramentalni, że przez nie działa Duch. Odkryliśmy więc ich ‘sakramentalne’ znaczenie.

Pierwszy ruch reprezentuje Ojca. Drugi Syna. Trzeci Ducha Świętego. Z tych trzech musi powstać jedność. Duch Święty jako Duch wspólnoty (II Kor 13:13) i jedności (Ef. 4:3) chce spiąć te nurty. Dziś uważny obserwator zobaczy ujednolicanie się, zbieganie się (konwergencję) tych ruchów.
Kościół Rzymsko-katolicki uprościł liturgię, aby byłą bardziej zrozumiała. W jego ramach zaczęły powstawać wspólnoty o cechach ewangelicznych i charyzmatycznych. Tradycyjne denominacje protestanckie otwierają się na wymiar charyzmatyczny. A współcześni charyzmatycy otwierają się sakrament i wspólnotę. Nurty powoli, jakby nieświadomie przejmują swoje elementy nawzajem.

Pewnie dużo musi się po drodze wydarzyć. Im bardziej jednak pozwolimy Duchowi Świętemu weryfikować nasze poglądy, tym szybciej ta jedność nadejdzie. Jeśli przeżyjemy to zdumienie, którego doświadczył Piotr w domu Korneliusza, tym bardziej w pokorze i miłości otworzymy się na „innych”.

I na koniec podsumowując temat konwergencji chcę stwierdzić, że moim zdaniem Kościół przyszłości musi być sakramentalno-liturgiczny, w pełni ewangeliczny i w pełni charyzmatyczny.


poniedziałek, 28 listopada 2011

Osoba vs Jednostka

„Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2:19)


Bóg jest wspólnotą trzech Osób. Ani Ojciec, ani Syn, ani Duch Święty nie są jednostkami. Są Osobami. Osoba żyje w relacji. Jednostka żyje w izolacji. Bóg stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo stworzył go jako osobę (a nie jednostkę). Stworzył go do relacji. Człowiek z natury jest osobą. Został uczyniony, aby być zanurzony w więziach z innymi osobami, z Bogiem i z innymi ludźmi.
Kiedy Bóg stwarzał, wszystko było dobre. Ale pośród tego dobrego pojawiło się niespodziewanie coś niedobrego. Niedobra była samotność mężczyzny. Bóg powiedział: „niedobrze jest…”. Mężczyzna jako osoba potrzebował innej osoby. I tak powstała kobieta. Dopiero jako mężczyzna i kobieta zostali nazwani ‘człowiekiem’ (I Mój. 1:27). Bycie osobą leży w naturze człowieczeństwa.
Gdy pojawia się grzech, po raz pierwszy niszczone są relacje. Adam chowa się w zaroślach przed Bogiem, a potem oskarża swoją żonę ‘to ona mi podała owoc’. Zostają zerwana relacja między Bogiem a człowiekiem oraz relacje międzyludzkie. Pojawia się izolacja. I tak człowiek, który był osobą staje się jednostką.  Samotność to największa nędza człowieka! Człowiek doświadcza bólu izolacji.
Relacje ‘poszerzają’ człowieka. Człowiek będąc we wspólnocie nie doznaje ograniczenia zwanego ‘byciem jednostką’. Gdy jestem w relacji, we wspólnocie z innym człowiekiem jestem ubogacony jego przeżyciami, uczuciami i perspektywami. To ‘poszerza’ mnie. Jako stworzenie jestem ograniczony, ale relacje w sposób naturalny są moim sposobem na przełamanie moich granic, moich ograniczeń. Już nie jestem ‘ja’. Jesteśmy ‘my’.  Relacja z Bogiem zanurza mnie w Jego nieskończoności. Jestem nieśmiertelny, bo On jest nieśmiertelny.( Przecież ci, którzy umierają w Panu ciągle żyją. ) Grzech odłączając człowieka od Boga i Jego nieśmiertelności, spowodował, że człowiek stał się ograniczony, śmiertelny. Osoba jest większa od jednostki!
Przyjście Jezusa, wcielonego Słowa jest przyjściem prawdziwego człowieka. On jest Osobą! On pokazuje nam co to znaczy być osobą, prawdziwym człowiekiem (‘Ecce homo!’).  On przyszedł, jako człowiek, z którym był Bóg. On ukochał swoich i położył za nich swoje życie!
Zakosztował śmieci za nas wszystkich na Golgocie. Można powiedzieć, że zakosztował samotności. Nie tylko w bólu krzyczał: Boże mój, czemuś mnie opuścił. Zostawili go towarzysze. Umierał jako wyrzutek, poza murami miasta, które tak kochał. To samotność, izolacja zmiażdżyła jego serce.
Jego śmierć z jednej strony zburzyła zasłonę oddzielającą nas od Ojca (Hebr 10:19-20) (i o tym dobrze wiemy), ale z drugiej strony zburzyła mur nieprzyjaźni między nami (Ef 2:14) (o tym niestety często zapominamy).
On – Prawdziwa osoba wciela się dziś w swój Kościół, swoje Ciało. Kościół to sam Chrystus, który wcielił się w nas. Tworzy wspólnotę. Będąc poza wspólnotą jestem poza Chrystusem! On w nas jest osobą. On w nas wyciąga rękę do Ojca i do braci. Jestem w Chrystusie! Znów jestem osobą! Odkupiony z nędzy izolacji. Wyzwolony z ograniczeń jednostki. Nieskończony. Poszerzony o nowe wymiary.
Bycie we wspólnocie nie jest pozbyciem się wolności ale prawdziwą wolnością wyrażenia tego kim jestem wobec innych. Przecież Bóg będący we wspólnocie Trójcy nigdy nie przestał być wolny. Jednostka jest w niewoli. Osoba jest wolna!
Powtórzę: Tylko we wspólnocie jestem wolny!
„Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2:19)

sobota, 26 listopada 2011

Wspólnota – koinonia cz.2


Ef 2:18 (BG) „ Przez niego [Jezusa] bowiem my, obie strony, mamy przystęp w jednym Duchu do Ojca.”
Nawiązując do pierwszej części powtórzę, że Trójjedyny Bóg jest wspólnotą, koinonią trzech Osób. Poprzez dzieło zbawienia zaprasza odkupionych ludzi do wspólnoty ze Sobą. Drzwi do tej wspólnoty z Ojcem otwiera śmierć i zmartwychwstanie Jezusa („przez niego”), a Tym wprowadzającym nas przed Ojca jest Duch Świętym („w jednym Duchu”). Przyjście do Ojca powoduje pojednanie pomiędzy ludźmi, którzy przychodzą do Niego („obie strony”). Zacytowany werset mówi o pojednaniu tak skrajnie różnych grup jak poganie i Żydzi. Wspólnota jest pionowa i pozioma zarazem. Nawiązując wspólnotę w Bogiem automatycznie odnajduję się we wspólnocie z innymi ludźmi, którzy też poznali Ojca. Jestem we wspólnocie z nimi nie dlatego, że są podobni, ale dlatego, że tak jak ja są we wspólnocie z Bogiem.

Przez pryzmat Ef 2:18 chciałbym spojrzeć na początek Dziejów Apostolskich. Po śmierci i zmartwychwstaniu Pana otwiera się ‘przystęp’ do Ojca. Następnie zostaje wylany Duch Święty. On Jest Duchem wspólnoty, koinonii (II Kor 13:13). Rezultatem Jego wylania jest wspólnota pierwszych uczniów z Ojcem i ze sobą nawzajem.
Największym cudem Dziejów Apostolskich nie są spektakularne uzdrowienia czy wskrzeszenia. Największym cudem, oznaką działanie Ducha Świętego jest wspólnota! Cud to ludzie tak przemienieni, ze trwają w relacji z Ojcem i ze sobą nawzajem.
Dz. Ap. 2:42 (BG)„ Trwali oni w nauce apostołów, w społeczności, w łamaniu chleba i w modlitwach”.
Ten werset może być tłumaczony na 2 sposoby w zależności, które manuskrypty greckie użyjemy. W grece jest pomiędzy nimi różnica jednej litery, ale bardzo zmienia się znaczenie.
Ja proponuję tłumaczenie które wyszczególnia nie 4 elementy praktyki pierwszego kościoła, ale 3.
Trwali w nauce apostołów(1), w społeczności [koinonii] łamania chleba(2) i w modlitwach (3)”.

Jedna z trzech głównych aspektów pierwszego kościoła to wspólnota.

DZ. Ap 2:44 „A wszyscy którzy uwierzyli, byli razem i wszystko mieli wspólne”.
Wspólne to w grece ‘koinos’. A wiec mówimy nadal o wspólnocie. Pierwszym aspektem wspólnoty tu wymienionym było dzielenie czasu („razem”), a następnie wspólne dzielenie rzeczy („wszystko”). Ciekawe, że najważniejszy jest wspólnie spędzany czas. Bycie razem jest kluczowe dla budowania wspólnoty. To czas pozwala Duchowi Świętemu coś w nas wszystkich zmienić, abyśmy przyszli do miejsca, gdzie wszystko jest wspólne.
Duchowa wspólnota, ta teologiczna musi znaleźć przełożenie na fizyczny aspekt. Słowo musi stać się ciałem!
Pierwszą rzeczą jest bycie razem. Musimy zapragnąć być razem. Wspólne nabożeństwa, modlitwy, ale przede wszystkim dzielenie życia.
Warto wytłumaczyć, że posiadanie wszystkiego wspólnego to nie rodzaj komunizmu, czy hipisowskiej komuny. To przecież Bóg mówiąc ‘nie kradnij’ uświęcił prawo własności. Prawdziwa wspólnota doprowadza cię do miejsca, gdzie przez bojaźń Pańską, czujesz, że niezręcznie jest o czymkolwiek powiedzieć ‘to jest moje’. Jeśli wszystko co mam należy do Boga, to też do innych we wspólnocie. Nikt mi nie zabiera prawo własności do własnego życia. Sam ze względu na miłość zawieszam to prawo i daję je innym. Można to zaobserwować na dwóch przeciwnych obrazach; Barnaby oraz Ananiasza i Safiry.
Po wersecie 5:32
A to mnóstwo wierzących miało jedno serce i jedną duszę. Nikt nie nazywał swoim tego co posiadał, ale wszystko mieli wspólne(gr. Koinos)
znajdujemy dwa opisy:
Pozytywny. Historia Barnaby, który sprzedał ziemię i pieniądze oddał kościołowi. Zrezygnował ze swojego prawa dla dobra wspólnoty. I jako człowiek wspólnoty został wywyższony przez Boga stając się najpierw jednym z liderów kościoła w Jerozolimie, a potem w Antiochii, aż w końcu zostaje apostołem.
Negatywny. Ananiasz i Safira. Małżeństwo, które nałożyło maskę ludzi oddanych wspólnocie, a w sercu zachowało postawę indywidualizmu. Ten brak spójności, dysonans, obłuda mógły zanieczyścić wspólnotę jerozolimską. Mamy tu tą ważną prawdę; nic tak nie zdradza serca, jak zarządzanie pieniędzy. To pieniądze pokazały serce Barnaby i to pieniądze pokazały serce Ananiasza i Safiry. Moje doświadczenie duszpasterskie bardzo mocno potwierdza tą tezę. Pamiętasz opowieść o ‘wdowim groszu’? Już teraz wiem, dlaczego będąc w Świątyni Jezus nie znajdował się wśród modlących się, czy słuchających kazań. On stał przy skarbonie, bo tam można było się dowiedzieć czegoś o sercach ludzi.
Mam jeszcze pewne spostrzeżenie nt. braku spójności jeśli chodzi o pieniądze osobiste i wspólnotowe.  Jak to o nas świadczy jeśli krytykujemy kościół za wydanie 100 zł, a nie krytykujemy siebie za wydanie tysięcy? Dlaczego niefrasobliwe wydanie pieniędzy kościelnych nazywamy ‘świętokradztwem’, a nie nazywamy tak naszego szaleństwa w galerii handlowej? Dlaczego  wzięliśmy kredyt hipoteczny na setki tysięcy, a nie zgadzamy się na wydanie dziesiątków tysięcy na odnowienie sali kościoła? Może dziś jest w nas więcej z Ananiasza i Safiry niż z postawy opisanej w Dz.Ap 5:32???

Grzech Ananiasz i Safiry to nie tyle grzech kłamstwa czy skąpstwa, ale grzech przeciwko tworzonej przez Ducha wspólnocie. Duch Święty jako Duch wspólnoty (I Kor 13:13) tworzył Kościół Jerozolimski. Kościół – pierwowzór dla wszystkich innych lokalnych kościołów. Postawa tego małżeństwa niszczyła to dzieło. Duch usunął ich… Czytając to powinniśmy być ogarnięci bojaźnią Bożą (Dz.Ap.5:11). Dziś Duch Święty odbudowuje przecież kościół według pierwotnego wzorca. Przychodzi czas, gdy Anianiasze i Safiry nie będą mogli zakładając maski ukryć się w obrębie wspólnoty wierzących.
Po ‘incydencie’ z Ananiaszem I Safirą ‘strach ogarnął cały kościół’ (Dz.Ap.5:11) i nastąpiło przebudzenie ewangelizacyjne i liczne nawrócenia (w.12,14,15). Piszę o koinonii między dlatego jest to brakujący element dla wzrostu kościoła.
Ujmę to tak: Nie tylko mamy mieć poselstwo, ale musimy być poselstwem. Poselstwo wyrażone słowami to Ewangelia. Poselstwo wcielone w życie to Koinonia!



czwartek, 24 listopada 2011

Struktura pierwszego kościoła


Ostatnio czytałem listy Ignacego Antiocheńskiego i zauważyłem kilka ciekawych rzeczy. Na początek naświetlę o kogo chodzi. Ignacy był trzecim liderem (biskupem) kościoła w Antiochii Syryjskiej (chodzi o ten kościół, którego początki są opisane w Dziejach Apostolskich). Mówiono, że był tym dzieckiem, które Pan postawił i pokazał innym mówiąc, ze trzeba być jak dziecko. Ale to może być tylko legenda. Co wiemy na pewno. Został biskupem w 69r n.e., czyli w czasie gdy żyli apostołowie. Było osobistym uczniem apostoła Jana. Na przełomie I i II w. został skazany za wiarę w Jezusa na śmierć i w pierwszych latach II w. przewieziony do Rzymu, gdzie zginął na arenie.
W czasie swojej podróży na stracenie do stolicy Imperium napisał 7 listów. 1 osobisty to innego ucznia Jana, swojego przyjaciela, biskupa Smyrny, Polikarpa. I 6 do kościołów, z którymi miał kontakt po drodze.
Piszę tą informację, aby pokazać, że człowieka raczej trudno byłoby oskarżać o jakieś nieortodoksyjne poglądy.

Otóż ten Ignacy do wszystkich kościołów pisze jedną rzecz, jego zdaniem najważniejszą. Mówi, ze najważniejsza jest jedność dla przetrwania lokalnego kościoła. Wybrał uważnie swoje najważniejsze i ostatnie słowo a tym słowem była  ‘jedność’.
Już to powinno nam rzucać wyzwania, ponieważ my współcześni chrześcijanie, szczególnie w ewangelicznych, charyzmatycznych kręgach idąc za świecką kulturą naszych czasów cenimy bardziej indywidualizm niż o jedność….

Zastanowiło mnie też, to jak Ignacy wyrysował strukturę kościoła. Jego zdaniem gwarantem jedności powinna być sprawowana jedna eucharystia (wieczerza Pańska) przez jednego lidera (biskupa). Upraszając jego zdaniem kościół będzie jeden, gdy będzie w nim jedna eucharystia i jeden biskup.

Wypływa z tego fakt, że w lokalnych kościołach I i IIgo wieku przywództwo składało się z grupy diakonów i starszych pod przewodnictwem jednego biskupa. Prawdopodobnie było to naśladowanie kościoła Jerozolimskiego (kościoła – matki), w którym biskupią pozycję objął Jakub, brat Pański. Widzimy to w Nowym Testamencie.
Ale jeszcze ciekawsza jest rola Eucharystii (Wieczerzy Pańskiej). Z myśli Ignacego wynikałoby, że pomimo, że chrześcijanie gromadzili się w wielu domach chleb łamali tylko w jednym, aby dać wyraz jedności lokalnego kościoła czy umocnić tą jedność.
Myślę, że widać to w NT w kościele w Koryncie. Czytamy że ten kościół składał się z wielu grup (domów) czy wręcz stronnictw. Początek kościoła stanowiło nawrócenie domu Kryspusa (Dz Ap 18:8). Dalej czytamy o domu Chloe (I Kor 1:11) czy domu Stefanasa (I Kor 16:15) . Dowiadujemy się, zę były różne grupy: Kefasowi, Pawłowi, Apollosowi i Chrystusowi (I Kor 1:12). Oczywiście Paweł gani to, że budowano sobie tożsamości, po to aby się dzielić. (Nasza tożsamość, nazwa, korzenie czy afiliacje nigdy nie powinny służyć podziałom!!!) Z kart NT wyłania się obraz kościoła korynckiego składającego się z wielu grup. Ale wszyscy ci wierzący schodzili się fizycznie w tym samym czasie i miejscu na wspólne łamanie chleba (I Kor 11:17-18). Ciekawe, że greckie słowo (synerchomai – schodzić się) tu użyte ma podwójne znaczenie zarówno dosłowne jak i metaforyczne. Jeśli nie schodzimy się fizycznie to też nie schodzimy się duchowo, nie zbliżany się do siebie, nie jednoczymy się. Już sam werset 17 pokazuje, że nie ma jedności bez wspólnego gromadzenia się. Samo nie uczęszczanie na nabożeństwa jest więc postawą niejednoczącą, a wiec dzielącą kościół. Pawłowi nie chodzi też o samo zbieranie się ale o wspólne łamanie chleba.
Kościół jest jeden, gdy schodzi się razem, aby wspólnie łamać chleb.
Przypomnę jeszcze, że I list do Koryntian został napisany w latach 50-tych I. wieku, a wiec stanowi bardzo wczesne świadectwo praktyki pierwszego kościoła.

Ciekawe, że tą samą myśl można zaobserwować w opisie kościoła Jerozolimskiego z Dziejów Apostolskich.
Dz Ap 2:46 „Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach [powinno być: łamiąc chleb w domu], przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca.”
Nie wiedziałem jeszcze poprawnego tłumaczenie tego wersetu. Ten werset mówi, ze łamano chleb w domu (sic!). Liczba pojedyncza! (kat oikon)
Wyrażenie kat oikon nie może być uważane za liczbę mnogą, bo Dzieje Apostolskie znają liczbę mnogą tego zwrotu –kat oikous. Liczba mnoga występuje w 8:3 i 20:20.
Dz Ap 5:42 „Nie przestawali też codziennie w świątyni i po domach nauczać i zwiastować dobrą nowinę o Chrystusie Jezusie”
Tu powiedziane jest, że nauczano (didaskalo) i głoszono (ewangelizo) w domach. Liczba mnoga.
Nie pytajcie mnie jak kilka tysięcy ludzi miałoby łamać chleb w jednym domu. Czy na zmiany, czy go roznoszono…. Nie mam pojęcia. Tekst biblijny jest po prostu nieubłagany, choć na pierwszy rzut oka wydaje się szokujący. (Na tyle zszokował tłumaczy, że poprawili werset 46. :D  )

Nauczanie  wierzących i ewangelizacja było w domach (liczba mnoga). To jest jakby odpowiednik grup domowych. Łamanie chleba było w jednej lokalizacji, aby budować jedność. To odpowiednik naszego niedzielnego nabożeństwa.

Ciekawe, że mamy tu zarówno dużą decentralizację. Nauczanie i ewangelizacja było w wielu domach. A z drugiej strony mamy centralizację łamania chleba.
Myślę również, że biblijna fraza ‘ekklesia kat oikon’ tłumaczone jako ‘kościół domowy’, czy ‘kościół w domu’ nie oznacza czegoś na kształt grupy domowej. Nie świadczy też o tym, że każdy chrześcijański dom jest kościołem. Uważam, że ekklesia kat oikon to wyjątkowe zgromadzenie, na które schodzili się wierzący z danego miasta, aby w jedności łamać chleb.
W danym mieście było wiele chrześcijańskich grup, domów i spotkań ale tylko jedna ekklesia kat’oikon. Tylko w jednym miejscu ‘schodzono się’ jako zbór/kościół (I Kor 11:17-18)
Spójrzmy na zakończenie listu do Rzymian. Przez cały rozdział opisano wiele grup chrześcijańskich, ale tylko raz wspomniany jest kościół (eklesia kat’oikon) w Rzym 16:5. „[pozdrówcie]… także zbór, który jest w ich domu (…) [eklesia kat’oikon]” . Te grupy nie są nazwane kościołem. Kościół jest tylko jeden . To zgromadzenie, gdzie wszystkie grupy spotkały się na łamanie chleba.
Podobnie w Koryncie Paweł domu Chloe ani Stefanasa nie nazywa kościołami. Nie nazywa kosciołem stronnictwa Apollosowego ani Kefesowego (I Kor 1:11).
Tylko chodzenie się ich wszystkich razem na łamanie chleba (w17) nazywa kościołem (zborem) w.18.

Postaram się w kolejnych postach rozwinąć niektóre wątki .

wtorek, 22 listopada 2011

Wspólnota – Koinonia (cz.1)

Wspólnota – Koinonia  (cz.1)
Dziś słowo wspólnota czy społeczność utraciło moc swojego przekazu. W Nowym Testamencie to słowo wspólnota (gr. Koinonia) ma bardzo ważne znaczenie.
Bóg sam jest koinonią trzech osób pozostając jedną istotą. Ojciec, Syn i Duch Święty.
II Kor 13:13 „Łaska Pana Jezusa Chrystusa i miłość Boga, i społeczność (koinonia) Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi”.
Ten werset wskazuje na Ducha Świętego jako na ‘konstruktora’ koinonii. Od wieczności istnieje koinonia pomiędzy Ojcem i Synem a tą koinonię tworzy między nimi Duch.
Zbawienie jest włączeniem się do koinonii Boga.
Apostołowie, gdy głosili ewangelię mówili: „Co widzieliśmy i słyszeliśmy, to i wam zwiastujemy, abyście i wy społeczność (koinonię) z nami (t.j. apostołami) mieli. A społeczność (koinonia) nasza jest społecznością (koinonią) z Ojcem i z Synem jego, Jezusem Chrystusem.” (I Jan 1:3)
Nawracający się ludzie mieli społeczność z apostołami a przez to z Bogiem. Poprzez zbawienie Trójjedyny Bóg poszerza swoją wspólnotę o odkupionych ludzi. Gdy przyjąłeś zbawienie przyłączyłeś się do koinonii z innymi wierzącymi  i z samym Bogiem! Niektórzy chcieli by mieć koinonię tylko z Bogiem a nie z innymi ludźmi. To nie możliwe. To transakcja wiązana. Wejście w koinonię z Bogiem jest wejściem w koinonię z Jego Kościołem
II Kor 13:13 mówi, że celem koinonii jest  dojście do miłości Boga Ojca. Koinonia jest możliwa dzięki łasce Pana Jezusa. Chodzi o zbawczą łaskę wypływającą ze śmierci i zmartwychwstania Pana. Tym kto tworzy tą koinonię jest Duch Święty. (Kościół jest nazwany ‘świątynią Ducha Świętego’ nie dlatego, że Duch Święty jest w nimi uwielbiany, ale dlatego, że On konstruuje tą świątynię.)
Oczyszczenie z grzechów nie jest celem samym w sobie. Łaska Pana Jezusa, która daje usprawiedliwienie ma na celu doprowadzić nas do miłości Boga Ojca.
Podobnie mówi Ef 2:18. „ Albowiem przez niego [Jezusa] mamy dostęp do Ojca, jedni i drudzy w jednym Duchu.” Celem naszego zbawienia, życia i modlitwy jest przychodzenie do Ojca. Możliwe jest to tylko przez Jezusa i Jego działo i w Duchu Świętym.
Nasze przychodzenie do Ojca musi być we wspólnocie. Dlatego powiedziane jest ‘jedni i drudzy’.
Bóg który jest sam wspólnotą może być poznany tylko w kontekście wspólnoty.
Nowy Testament nie mówi o pustelniczym życiu, ale o kościele. Dlatego kolejny werset (Ef 2:19)mówi: „Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga”.
Odkupienie jest złamaniem izolacji i alienacji. Kiedyś (gdy nie byłem chrześcijaninem) byłęm obcym i przychodniem. Teraz już nie jestem. Odnalazłem dom.
Kościół jest przedłużeniem wspólnoty Boga na ludzi. Przychodząc do Boga, przychodzę jednocześnie do jego ludzi.
W świetle Nowego Testamentu zbawienie bez kościoła jest niepełne, defektywne, czasowe.
Wszyscy którzy chcą naśladować Jezusa muszą się przyłączyć do istniejących wspólnot chrześcijańskich lub utworzyć je,tam gdzie ich nie ma.
Jest takie zdanie łacińskie, które dało mi ostatnio dużo do myślenia. ‘Unus Christianus est nullus Christianus’ (Jeden chrześcijanin to żaden chrześcijanin).