Blog Krzysztofa Majdyło

Chcę dzielić się tym, kim jestem z wami....

piątek, 27 lipca 2012

Kielich Pana i Jego Chrzest


„I przystąpili do niego Jakub i Jan, dwaj synowie Zebedeusza, i rzekli: Nauczycielu, chcemy, abyś nam uczynił, o co cię prosić będziemy. A On rzekł do nich: Co chcecie, abym wam uczynił? A oni mu rzekli: Spraw nam to, abyśmy siedzieli w chwale twojej, jeden po prawicy twojej, a drugi po lewicy. A Jezus im powiedział: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pic kielich, który ja piję albo być ochrzczeni tym chrztem, którym ja jestem chrzczony? Odpowiedzieli mu: Możemy. Wtedy Jezus rzekł im: Kielich, który ja piję, pić będziecie, i chrztem, którym jestem chrzczony, zostaniecie chrzczeni. Ale sprawić, abyście zasiedli po mojej prawicy czy lewicy, nie moja to rzecz; przypadnie to tym, którym zostało zgotowane” Mk 10:35-40

 Myślenie uczniów było bardzo przyziemne. Myśleli o godnościach i zaszczytach. Chcieli osiągną i zdobyć. Nie rozróżniali czasu. Pan mówi, to nie czas na chwałę, ale na trud, cierpienia, a nawet śmierć. Jak często pytamy o trony, a Pan pyta o kielich posłuszeństwa? Jak często szukamy chwały, a Pan proponuje chrzest cierpienia? Czy dziś Pana naśladują uczniowie, którzy niczego nie rozumieją? Tak często nie wiemy,  jaki to czas i jaki dzień. Na pytanie Jezusa: „Czy możecie pic kielich, który ja piję albo być ochrzczeni tym chrztem, którym ja jestem chrzczony?”, Jan i jakub odpowiadają „możemy”.  Nie wiemy, czy rozumieli, że Mistrz mówi o trudach i cierpieniach. Stali się jednak uczestnikami kielicha i chrztu. Jakub poniósł śmierć męczeńską. Jan przeżył prześladowania, ale i tak zasłużył na miano tego, który pił z kielicha Pana i był ochrzczony Jego chrztem. Nie tylko śmierć dla Pana, ale również poświecone dla Niego życie daje na tą godność. Nie pytajmy o trony. To Ojciec zdecyduje o tronach i o chwale. My uczmy się naśladować Jezusa, nawet jeśli nie do końca Go rozumiemy i nawet jeśli mówi do nas jakby w zagadkach…

Pożegnałem mojego ojca


23 07 2012 pożegnałem mojego ojca na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku

„Kochani dziękuję, że jesteście tutaj razem z nami, aby płakać z nami, i aby nas pocieszać.
Dziś jest jeden z ważniejszych dni w moim życiu i zarazem jeden z bardziej bolesnych, ważny dzień w życiu mężczyzny, który żegna swojego ojca.  Żegnam tego, który dał mi życie i uczynił mężczyzną. Dzisiaj jestem tu, aby wobec was wyrazić moją cześć, wdzięczność i podziw wobec mojego taty.
Żył 63 lata.
Urodził się w Węgorzewie na Mazurach (gdzie po wojnie osiedlili się jego rodzice). Potem przeprowadził z nami swoją rodziną do Kętrzyna.  Nauczył mnie kochać tą ziemię. Nauczył mnie kochać lasy i jeziora, nauczył mnie o grzybach drzewach rybach i ptakach. Nauczył mnie tego, co chcę przekazać swoim dzieciom…
Tam była jego ojcowizna. Tam została moja.
Pracował w Milicji a potem w Policji w wydziale kryminalnym. Wielokrotnie ryzykował życie. W tym wszystkim okazywał się silnym mężczyzną.
Kochał czytać książki. Moja żona zauważyła, że jest to pasja, którą odziedziczyłem po nim.
Miał 2 synów. Ja i Tomasz z domu wzięliśmy zapał do zdobywania wiedzy, rozwoju, nauki i książek. Obaj ukończyliśmy studia medyczne. Zostaliśmy lekarzami i poświęciliśmy się ratowaniu życia i zdrowia ludzi.
Dziś chowa ojca tylko jeden syn. Ponad rok temu bieg życia naszej rodziny przerwała nagłą śmierć Tomasza, mojego braciszka. Razem jako rodzina pogrążyliśmy się w bólu i żałobie. Starając się żyć na nowo i zrozumieć wszystko. Wspólny ból i walka ze śmiercią bardzo nas zbliżyła.
Wkrótce po śmierci Tomasza okazało się, że mój ojciec ma wznowę choroby nowotworowej.
W sumie walczył z chorobą ponad 10 lat. Dzięki determinacji po usunięci krtani nauczył się mówić za pomocą protezy głosowej. Cieszył się życiem pomimo tego kalectwa.
Przypomina mi się książka z dzieciństwa „Opowieść o prawdziwym człowieku”. Mój ojciec okazał się prawdziwym człowiekiem.
Wznowa choroby spowodowała nowy ból. Był silnym mężczyzną. Przeszedł kolejną operację, chemioterapię, radioterapię, wiele powikłań. Nawet w bólu nie tracił poczucia humoru. Spodziewał się zwycięstwa nad chorobą Nie załamywał się. Był zachętą dla innych.
Myślał o rodzinie. Kochał swoją żonę, wnuki i synową, moją dzielną żonę. Kochał swoich synów. Zawsze wyrażał się z dużym szacunkiem o swoich rodzicach
Nad jego łóżkiem wiszą portrety moich dzieci Nasteczki, Marcelinki i Barteczka. Bardzo kochał swoje wnuczęta i zawsze  o nich pamiętał.
Dwa dni przed śmiercią pojechał do lasu nazbierać grzyby ‘dla wnuków’. Dziś planował być w swoich mazurskich a nie w tej mogile w Gdańsku.
Moim przywilejem i honorem jako mężczyzny było, że przez ostatni rok z mamą praktycznie mieszkał z nami. Zbliżyliśmy się. Asystowałem mu i służyłem. Podtrzymywałem jego ramię, gdy słabł. Gdy byłem dzieckiem on nosił mnie na rękach. Teraz w czasie choroby ja podtrzymywałem jego.
Pamiętam jak razem ja i on, ojciec i syn kilka miesięcy temu siedzieliśmy oglądając bez słowa film ‘ucieczka z Shawshank’. Wspaniały obraz o sile nadziei. Czułem wtedy, że dzielimy nadzieję. Marzenie. Jakbyśmy razem planowali uciec z nieszczęścia, w którym się znaleźliśmy.
Tata spełnił swoje  marzenie. Poszedł na mecz futbolowy Euro. Pomimo osłabienia i choroby przeszedł długi dystans i wspiął się na wysokie miejsce. Był wtedy tak szczęśliwy. (W jego saszetce po śmierci znaleźliśmy bilet z tego meczu, który zachował sobie na pamiątkę)
Ostatnie dni spędził w domu. Dzięki innowacyjnemu zabiegowi wszczepienia protezy przełyku mógł jeść i cieszyć się smakiem. (Od listopada 2011 nie połykał) Jeździł do swoich mazurskich lasów i zbierał grzyby. Nie myślał o śmierci. Żył nadzieją. To ona dawała mu siłę. Jakby niestrudzenie szykował swoją ucieczkę z Shawshank.
Kiedyś obiecał mi, że ureguluje swoje spawy z Bogiem. Dotrzymał słowa. Pojednał się z Ojcem w niebie, z Najwyższym.
Umarł nagle. Wykrwawił się na rękach swojej żony, mojej mamy, dzielnej kobiety, która stałą przy nim wiernie przez całe życie w doli i niedoli szczególnie w czasie choroby niczym dzielna kobieta, którą opiewał król Salomon w Piśmie Świetym. Moja mama jest tutaj przy mnie. Rok temu pochował syna. Dziś chowa męża. Okazała się w tych przeciwnościach silną kobietą.
To jest mój hołd, dla mojego ojca Ryszarda. Jego imię oznacza silny i dzielny. Takim był człowiekiem i jako taki zostanie w moim sercu. Dziś jak chyba nigdy wcześniej potrzebuję jego siły….
Dziś syn żegna swojego ojca.”

niedziela, 22 lipca 2012

Żegnam mojego ojca


Czy smak śmierci uczy poczuć życie? Śmierć, nasz sługa, co przynosi tym razem?

Czy łzy leczą wzrok? Czy zobaczę więcej, mądrzej? Choć teraz tak słone, że nic nie widzę wyraźnie…

Czy ból, który miażdży serce, czyni je tylko na powrót miękkim?

Może wcześniej kamienne nie umiało żyć… śniło tylko

Sen. Wyblakła fotografia sprzed lat. Szczęśliwa rodzina na statku. Dwóch chłopców. Jezioro jakby metafora życia, groźne i nieznane.

Rozpaczam nad szczęściem, co się nie zdarzyło, dniami, których świt nie nadszedł… To tylko ulotne przeczucia. To mgliste wspomnienia jutra, które nie nadejdzie… nigdy.

 I znów skończył się świat.

Czy Bóg, który pocieszył Izaaka po śmierci Abrahama przyjdzie do mnie? Czy mnie obudzi?

„Pocieszy cię razem ze wszystkimi płaczącymi nad Syjonem…. Pocieszy ze wszystkimi, którzy umiłowali przyjście Jego Syna!” – krzyczał anioł.



20 lipca umarł mój Ojciec

Mężczyzna po śmierci ojca rozpacza rok.

Ale znów  za rok przestanę płakać.

Tak, jak śpiewa Nick Cave w „The weeping song” :”…no, I won’t be weeping long”