Blog Krzysztofa Majdyło

Chcę dzielić się tym, kim jestem z wami....

środa, 30 listopada 2011

Zbieganie się nurtów (czyli konwergencja)

„Aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary…” (Ef 4:13)

W poznaniu Boga i Jego dróg jesteśmy całkowicie zależni od Niego samego. Wierzę, że nawet mając najdoskonalsze narzędzia do interpretacji Pisma (zasady hermeneutyczne) nie poradzimy sobie bez działania Jego Ducha. Duch Święty jest budowniczym jedności. Ef 4:3 mówi przecież o „jedności Ducha”. Idąc dalej za tą myślą, uważam, że ruch charyzmatyczny, ruch akcentujący Osobę i dzieło Ducha Świętego jest w Bożym planie katalizatorem jedności. To jego rola dziejowa.
Mój znajomy, ks. Peter Hocken, teolog katolickiej odnowy charyzmatycznej rozpropagował termin ‘ekumenizm Ducha’. Najlepiej obrazuje to pojęcie historia z Dziejów Apostolskich, spotkanie apostoła Piotra i domu Korneliusza (DZ.Ap 10). Pierwszy jest Żydem, drugi gojem. Nie ma między nimi nic wspólnego, aż do momentu, gdy Duch Święty zostaje wylany na domowników Korneliusza. Piotr zdumiony przyznaje, że jest to to samo doświadczenie, które on i inni apostołowie mieli „na początku”(Dz.Ap 11:15) tzn. w dzień Pięćdziesiątnicy. Patrząc na to, co się dzieje, a nawet uczestnicząc w tym musi zweryfikować swoje myślenie, poglądy i teologię. Obserwując jak Duch Święty działa pośród tych „innych”, muszę wyjść z getta mojej tradycji kościelnej, z bunkra mojej tożsamości wyznaniowej i zobaczyć w nich braci. To jest ‘ekumenizm Ducha’.

Wydaje mi się, że ‘jedność wiary’ nastąpi na samym końcu. Najpierw Pan chce zobaczyć w nas miłość do braci i wzajemną pokorę. Łatwo kochać tego, kto jest taki sam jak ja. Łatwo być pokornym wobec swojego klonu. „Trud miłości” jest wtedy, gdy mam kochać innego… ,Pan nie pozwoli nam dojść do jedności wiary zanim nie zdamy testu miłości i pokory. Pomyślmy co jest ważniejsze dla Boga poznanie, czy pokora i miłość…?
W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że dziś w chrześcijaństwie są trzy nurty:
a)      Sakramentalno-liturgiczny
b)      Ewangeliczny
c)       Charyzmatyczny

Nurt sakramentalno-liturgiczny oczywiście kładzie nacisk na sakrament i na liturgię. Liturgia etymologicznie z greki to ‘dzieło ludu’. Liturgia w założeniach to wspólnotowe, grupowe uwielbienie(kult) Boga. Liczy się tu raczej ‘my’ niż ‘ja’. Widzę tu pewne niebezpieczeństwa. Nienawrócona jednostka może być wprowadzona w wspólnotowy kult, którego nie rozumie z Bogiem, którego nie zna. Utracony zostaje element osobistej relacji z Bogiem. Nieodrodzony człowiek może znaleźć się w centrum rytuału, który nie ma dla niego duchowego znaczenia. Sakrament to ‘widzialny znak niewidzialnej łaski’. W kościołach tego nurtu oczywiście akcentuje się Wieczerzę Pańską (Eucharystię) i Chrzest. Niebezpieczeństwo pojawia się, gdy brak biblijnej wiary. Wówczas sakrament jest pustym gestem. Sakrament w szerokim tego słowa znaczeniu to całe stworzenie. Widzialne stworzenie objawia niewidzialnego Stwórcę. Natomiast w najwznioślejszym tego słowa znaczeniu to przyjście na świat Bożego Syna. Ojciec daje światy Syna. Słowo staje się ciałem. Nurt sakramentalno-liturgiczny chcę utożsamić z pierwszą Osobą Trójcy, z Ojcem.
Nurt ewangeliczny można zdefiniować klasycznie jako następujące cechy:
- Biblia podstawą życia i pobożności
- Potrzeba osobistego nawrócenia i indywidualnej relacji z Bogiem
- Krzyż i zmartwychwstanie Pana Jezusa w centrum
- Nastawienie na ewangelizację

Ruch ewangeliczny jest reakcją na niepokojące zjawiska pojawiające się we wcześniejszym ruchu. Jak każda reakcja ma w sobie niebezpieczeństwo zbyt dużego przesunięcia w stronę przeciwną. Podam przykład. Ruch sakramentalno-liturgiczny sugeruje, że nie musisz mieć osobistej relacji z Bogiem wystarczy, że jesteś częścią kościoła. Reakcja ruchu ewangelicznego na to może być następująca; Jeśli masz indywidualną relację z Bogiem nie potrzebujesz kościoła, wspólnoty. Ruch ewangeliczny utożsamiałbym z drugą Osobą Trójcy, z Bożym Synem. Ponieważ ruch ewangeliczny jest reakcją na ruch liturgiczno-sakramentalny istnieje pomiędzy nimi konflikt. Dopiero pojawienie się trzeciego nurtu stało się katalizatorem jedności. Ten trzeci nurt to:

Nurt charyzmatyczny. Ruch akcentuje działanie trzeciej Osoby Trójcy, Ducha Świętego. Charyzmatycy z jednej strony docenili obecność i dynamikę Ducha Świętego w życiu jednostki z drugiej Jego dzieło w Kościele. Daje to nam otwarcie zarówno na ruch ewangeliczny jak i na liturgiczno-sakramentalny.
Zrozumiano w świeży sposób wszystkie punkty definiujące ruch ewangeliczny. Duch otwiera Pismo Święte, prowadzi do indywidualnego nawrócenia i relacji z Ojcem przez Jezusa, uwielbia Bożego Syna i Jego dzieło oraz prowadzi do ewangelizacji.
Duch jednocześnie otwiera nas na liturgię (wspólnotowe uwielbienie) i na sakrament. To ruch charyzmatyczny na łonie dzisiejszego protestantyzmu zrozumiał, że fizyczne gesty niosą znaczenie duchowe. Podnoszenie rąk w modlitwie, taniec, muzyka, dęcie w szofar, nakładanie rąk na chorych, namaszczenie olejem. Zobaczyliśmy, że to nie tylko symbole, ale że realnie Duch przez nie działa. W świetle tego na nowo spojrzeliśmy na Wieczerzę Pańską (Eucharystię) i Chrzest. Odkryliśmy to, co wiedzą od dawna sakramentalni, że przez nie działa Duch. Odkryliśmy więc ich ‘sakramentalne’ znaczenie.

Pierwszy ruch reprezentuje Ojca. Drugi Syna. Trzeci Ducha Świętego. Z tych trzech musi powstać jedność. Duch Święty jako Duch wspólnoty (II Kor 13:13) i jedności (Ef. 4:3) chce spiąć te nurty. Dziś uważny obserwator zobaczy ujednolicanie się, zbieganie się (konwergencję) tych ruchów.
Kościół Rzymsko-katolicki uprościł liturgię, aby byłą bardziej zrozumiała. W jego ramach zaczęły powstawać wspólnoty o cechach ewangelicznych i charyzmatycznych. Tradycyjne denominacje protestanckie otwierają się na wymiar charyzmatyczny. A współcześni charyzmatycy otwierają się sakrament i wspólnotę. Nurty powoli, jakby nieświadomie przejmują swoje elementy nawzajem.

Pewnie dużo musi się po drodze wydarzyć. Im bardziej jednak pozwolimy Duchowi Świętemu weryfikować nasze poglądy, tym szybciej ta jedność nadejdzie. Jeśli przeżyjemy to zdumienie, którego doświadczył Piotr w domu Korneliusza, tym bardziej w pokorze i miłości otworzymy się na „innych”.

I na koniec podsumowując temat konwergencji chcę stwierdzić, że moim zdaniem Kościół przyszłości musi być sakramentalno-liturgiczny, w pełni ewangeliczny i w pełni charyzmatyczny.


poniedziałek, 28 listopada 2011

Osoba vs Jednostka

„Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2:19)


Bóg jest wspólnotą trzech Osób. Ani Ojciec, ani Syn, ani Duch Święty nie są jednostkami. Są Osobami. Osoba żyje w relacji. Jednostka żyje w izolacji. Bóg stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo stworzył go jako osobę (a nie jednostkę). Stworzył go do relacji. Człowiek z natury jest osobą. Został uczyniony, aby być zanurzony w więziach z innymi osobami, z Bogiem i z innymi ludźmi.
Kiedy Bóg stwarzał, wszystko było dobre. Ale pośród tego dobrego pojawiło się niespodziewanie coś niedobrego. Niedobra była samotność mężczyzny. Bóg powiedział: „niedobrze jest…”. Mężczyzna jako osoba potrzebował innej osoby. I tak powstała kobieta. Dopiero jako mężczyzna i kobieta zostali nazwani ‘człowiekiem’ (I Mój. 1:27). Bycie osobą leży w naturze człowieczeństwa.
Gdy pojawia się grzech, po raz pierwszy niszczone są relacje. Adam chowa się w zaroślach przed Bogiem, a potem oskarża swoją żonę ‘to ona mi podała owoc’. Zostają zerwana relacja między Bogiem a człowiekiem oraz relacje międzyludzkie. Pojawia się izolacja. I tak człowiek, który był osobą staje się jednostką.  Samotność to największa nędza człowieka! Człowiek doświadcza bólu izolacji.
Relacje ‘poszerzają’ człowieka. Człowiek będąc we wspólnocie nie doznaje ograniczenia zwanego ‘byciem jednostką’. Gdy jestem w relacji, we wspólnocie z innym człowiekiem jestem ubogacony jego przeżyciami, uczuciami i perspektywami. To ‘poszerza’ mnie. Jako stworzenie jestem ograniczony, ale relacje w sposób naturalny są moim sposobem na przełamanie moich granic, moich ograniczeń. Już nie jestem ‘ja’. Jesteśmy ‘my’.  Relacja z Bogiem zanurza mnie w Jego nieskończoności. Jestem nieśmiertelny, bo On jest nieśmiertelny.( Przecież ci, którzy umierają w Panu ciągle żyją. ) Grzech odłączając człowieka od Boga i Jego nieśmiertelności, spowodował, że człowiek stał się ograniczony, śmiertelny. Osoba jest większa od jednostki!
Przyjście Jezusa, wcielonego Słowa jest przyjściem prawdziwego człowieka. On jest Osobą! On pokazuje nam co to znaczy być osobą, prawdziwym człowiekiem (‘Ecce homo!’).  On przyszedł, jako człowiek, z którym był Bóg. On ukochał swoich i położył za nich swoje życie!
Zakosztował śmieci za nas wszystkich na Golgocie. Można powiedzieć, że zakosztował samotności. Nie tylko w bólu krzyczał: Boże mój, czemuś mnie opuścił. Zostawili go towarzysze. Umierał jako wyrzutek, poza murami miasta, które tak kochał. To samotność, izolacja zmiażdżyła jego serce.
Jego śmierć z jednej strony zburzyła zasłonę oddzielającą nas od Ojca (Hebr 10:19-20) (i o tym dobrze wiemy), ale z drugiej strony zburzyła mur nieprzyjaźni między nami (Ef 2:14) (o tym niestety często zapominamy).
On – Prawdziwa osoba wciela się dziś w swój Kościół, swoje Ciało. Kościół to sam Chrystus, który wcielił się w nas. Tworzy wspólnotę. Będąc poza wspólnotą jestem poza Chrystusem! On w nas jest osobą. On w nas wyciąga rękę do Ojca i do braci. Jestem w Chrystusie! Znów jestem osobą! Odkupiony z nędzy izolacji. Wyzwolony z ograniczeń jednostki. Nieskończony. Poszerzony o nowe wymiary.
Bycie we wspólnocie nie jest pozbyciem się wolności ale prawdziwą wolnością wyrażenia tego kim jestem wobec innych. Przecież Bóg będący we wspólnocie Trójcy nigdy nie przestał być wolny. Jednostka jest w niewoli. Osoba jest wolna!
Powtórzę: Tylko we wspólnocie jestem wolny!
„Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2:19)

sobota, 26 listopada 2011

Wspólnota – koinonia cz.2


Ef 2:18 (BG) „ Przez niego [Jezusa] bowiem my, obie strony, mamy przystęp w jednym Duchu do Ojca.”
Nawiązując do pierwszej części powtórzę, że Trójjedyny Bóg jest wspólnotą, koinonią trzech Osób. Poprzez dzieło zbawienia zaprasza odkupionych ludzi do wspólnoty ze Sobą. Drzwi do tej wspólnoty z Ojcem otwiera śmierć i zmartwychwstanie Jezusa („przez niego”), a Tym wprowadzającym nas przed Ojca jest Duch Świętym („w jednym Duchu”). Przyjście do Ojca powoduje pojednanie pomiędzy ludźmi, którzy przychodzą do Niego („obie strony”). Zacytowany werset mówi o pojednaniu tak skrajnie różnych grup jak poganie i Żydzi. Wspólnota jest pionowa i pozioma zarazem. Nawiązując wspólnotę w Bogiem automatycznie odnajduję się we wspólnocie z innymi ludźmi, którzy też poznali Ojca. Jestem we wspólnocie z nimi nie dlatego, że są podobni, ale dlatego, że tak jak ja są we wspólnocie z Bogiem.

Przez pryzmat Ef 2:18 chciałbym spojrzeć na początek Dziejów Apostolskich. Po śmierci i zmartwychwstaniu Pana otwiera się ‘przystęp’ do Ojca. Następnie zostaje wylany Duch Święty. On Jest Duchem wspólnoty, koinonii (II Kor 13:13). Rezultatem Jego wylania jest wspólnota pierwszych uczniów z Ojcem i ze sobą nawzajem.
Największym cudem Dziejów Apostolskich nie są spektakularne uzdrowienia czy wskrzeszenia. Największym cudem, oznaką działanie Ducha Świętego jest wspólnota! Cud to ludzie tak przemienieni, ze trwają w relacji z Ojcem i ze sobą nawzajem.
Dz. Ap. 2:42 (BG)„ Trwali oni w nauce apostołów, w społeczności, w łamaniu chleba i w modlitwach”.
Ten werset może być tłumaczony na 2 sposoby w zależności, które manuskrypty greckie użyjemy. W grece jest pomiędzy nimi różnica jednej litery, ale bardzo zmienia się znaczenie.
Ja proponuję tłumaczenie które wyszczególnia nie 4 elementy praktyki pierwszego kościoła, ale 3.
Trwali w nauce apostołów(1), w społeczności [koinonii] łamania chleba(2) i w modlitwach (3)”.

Jedna z trzech głównych aspektów pierwszego kościoła to wspólnota.

DZ. Ap 2:44 „A wszyscy którzy uwierzyli, byli razem i wszystko mieli wspólne”.
Wspólne to w grece ‘koinos’. A wiec mówimy nadal o wspólnocie. Pierwszym aspektem wspólnoty tu wymienionym było dzielenie czasu („razem”), a następnie wspólne dzielenie rzeczy („wszystko”). Ciekawe, że najważniejszy jest wspólnie spędzany czas. Bycie razem jest kluczowe dla budowania wspólnoty. To czas pozwala Duchowi Świętemu coś w nas wszystkich zmienić, abyśmy przyszli do miejsca, gdzie wszystko jest wspólne.
Duchowa wspólnota, ta teologiczna musi znaleźć przełożenie na fizyczny aspekt. Słowo musi stać się ciałem!
Pierwszą rzeczą jest bycie razem. Musimy zapragnąć być razem. Wspólne nabożeństwa, modlitwy, ale przede wszystkim dzielenie życia.
Warto wytłumaczyć, że posiadanie wszystkiego wspólnego to nie rodzaj komunizmu, czy hipisowskiej komuny. To przecież Bóg mówiąc ‘nie kradnij’ uświęcił prawo własności. Prawdziwa wspólnota doprowadza cię do miejsca, gdzie przez bojaźń Pańską, czujesz, że niezręcznie jest o czymkolwiek powiedzieć ‘to jest moje’. Jeśli wszystko co mam należy do Boga, to też do innych we wspólnocie. Nikt mi nie zabiera prawo własności do własnego życia. Sam ze względu na miłość zawieszam to prawo i daję je innym. Można to zaobserwować na dwóch przeciwnych obrazach; Barnaby oraz Ananiasza i Safiry.
Po wersecie 5:32
A to mnóstwo wierzących miało jedno serce i jedną duszę. Nikt nie nazywał swoim tego co posiadał, ale wszystko mieli wspólne(gr. Koinos)
znajdujemy dwa opisy:
Pozytywny. Historia Barnaby, który sprzedał ziemię i pieniądze oddał kościołowi. Zrezygnował ze swojego prawa dla dobra wspólnoty. I jako człowiek wspólnoty został wywyższony przez Boga stając się najpierw jednym z liderów kościoła w Jerozolimie, a potem w Antiochii, aż w końcu zostaje apostołem.
Negatywny. Ananiasz i Safira. Małżeństwo, które nałożyło maskę ludzi oddanych wspólnocie, a w sercu zachowało postawę indywidualizmu. Ten brak spójności, dysonans, obłuda mógły zanieczyścić wspólnotę jerozolimską. Mamy tu tą ważną prawdę; nic tak nie zdradza serca, jak zarządzanie pieniędzy. To pieniądze pokazały serce Barnaby i to pieniądze pokazały serce Ananiasza i Safiry. Moje doświadczenie duszpasterskie bardzo mocno potwierdza tą tezę. Pamiętasz opowieść o ‘wdowim groszu’? Już teraz wiem, dlaczego będąc w Świątyni Jezus nie znajdował się wśród modlących się, czy słuchających kazań. On stał przy skarbonie, bo tam można było się dowiedzieć czegoś o sercach ludzi.
Mam jeszcze pewne spostrzeżenie nt. braku spójności jeśli chodzi o pieniądze osobiste i wspólnotowe.  Jak to o nas świadczy jeśli krytykujemy kościół za wydanie 100 zł, a nie krytykujemy siebie za wydanie tysięcy? Dlaczego niefrasobliwe wydanie pieniędzy kościelnych nazywamy ‘świętokradztwem’, a nie nazywamy tak naszego szaleństwa w galerii handlowej? Dlaczego  wzięliśmy kredyt hipoteczny na setki tysięcy, a nie zgadzamy się na wydanie dziesiątków tysięcy na odnowienie sali kościoła? Może dziś jest w nas więcej z Ananiasza i Safiry niż z postawy opisanej w Dz.Ap 5:32???

Grzech Ananiasz i Safiry to nie tyle grzech kłamstwa czy skąpstwa, ale grzech przeciwko tworzonej przez Ducha wspólnocie. Duch Święty jako Duch wspólnoty (I Kor 13:13) tworzył Kościół Jerozolimski. Kościół – pierwowzór dla wszystkich innych lokalnych kościołów. Postawa tego małżeństwa niszczyła to dzieło. Duch usunął ich… Czytając to powinniśmy być ogarnięci bojaźnią Bożą (Dz.Ap.5:11). Dziś Duch Święty odbudowuje przecież kościół według pierwotnego wzorca. Przychodzi czas, gdy Anianiasze i Safiry nie będą mogli zakładając maski ukryć się w obrębie wspólnoty wierzących.
Po ‘incydencie’ z Ananiaszem I Safirą ‘strach ogarnął cały kościół’ (Dz.Ap.5:11) i nastąpiło przebudzenie ewangelizacyjne i liczne nawrócenia (w.12,14,15). Piszę o koinonii między dlatego jest to brakujący element dla wzrostu kościoła.
Ujmę to tak: Nie tylko mamy mieć poselstwo, ale musimy być poselstwem. Poselstwo wyrażone słowami to Ewangelia. Poselstwo wcielone w życie to Koinonia!



czwartek, 24 listopada 2011

Struktura pierwszego kościoła


Ostatnio czytałem listy Ignacego Antiocheńskiego i zauważyłem kilka ciekawych rzeczy. Na początek naświetlę o kogo chodzi. Ignacy był trzecim liderem (biskupem) kościoła w Antiochii Syryjskiej (chodzi o ten kościół, którego początki są opisane w Dziejach Apostolskich). Mówiono, że był tym dzieckiem, które Pan postawił i pokazał innym mówiąc, ze trzeba być jak dziecko. Ale to może być tylko legenda. Co wiemy na pewno. Został biskupem w 69r n.e., czyli w czasie gdy żyli apostołowie. Było osobistym uczniem apostoła Jana. Na przełomie I i II w. został skazany za wiarę w Jezusa na śmierć i w pierwszych latach II w. przewieziony do Rzymu, gdzie zginął na arenie.
W czasie swojej podróży na stracenie do stolicy Imperium napisał 7 listów. 1 osobisty to innego ucznia Jana, swojego przyjaciela, biskupa Smyrny, Polikarpa. I 6 do kościołów, z którymi miał kontakt po drodze.
Piszę tą informację, aby pokazać, że człowieka raczej trudno byłoby oskarżać o jakieś nieortodoksyjne poglądy.

Otóż ten Ignacy do wszystkich kościołów pisze jedną rzecz, jego zdaniem najważniejszą. Mówi, ze najważniejsza jest jedność dla przetrwania lokalnego kościoła. Wybrał uważnie swoje najważniejsze i ostatnie słowo a tym słowem była  ‘jedność’.
Już to powinno nam rzucać wyzwania, ponieważ my współcześni chrześcijanie, szczególnie w ewangelicznych, charyzmatycznych kręgach idąc za świecką kulturą naszych czasów cenimy bardziej indywidualizm niż o jedność….

Zastanowiło mnie też, to jak Ignacy wyrysował strukturę kościoła. Jego zdaniem gwarantem jedności powinna być sprawowana jedna eucharystia (wieczerza Pańska) przez jednego lidera (biskupa). Upraszając jego zdaniem kościół będzie jeden, gdy będzie w nim jedna eucharystia i jeden biskup.

Wypływa z tego fakt, że w lokalnych kościołach I i IIgo wieku przywództwo składało się z grupy diakonów i starszych pod przewodnictwem jednego biskupa. Prawdopodobnie było to naśladowanie kościoła Jerozolimskiego (kościoła – matki), w którym biskupią pozycję objął Jakub, brat Pański. Widzimy to w Nowym Testamencie.
Ale jeszcze ciekawsza jest rola Eucharystii (Wieczerzy Pańskiej). Z myśli Ignacego wynikałoby, że pomimo, że chrześcijanie gromadzili się w wielu domach chleb łamali tylko w jednym, aby dać wyraz jedności lokalnego kościoła czy umocnić tą jedność.
Myślę, że widać to w NT w kościele w Koryncie. Czytamy że ten kościół składał się z wielu grup (domów) czy wręcz stronnictw. Początek kościoła stanowiło nawrócenie domu Kryspusa (Dz Ap 18:8). Dalej czytamy o domu Chloe (I Kor 1:11) czy domu Stefanasa (I Kor 16:15) . Dowiadujemy się, zę były różne grupy: Kefasowi, Pawłowi, Apollosowi i Chrystusowi (I Kor 1:12). Oczywiście Paweł gani to, że budowano sobie tożsamości, po to aby się dzielić. (Nasza tożsamość, nazwa, korzenie czy afiliacje nigdy nie powinny służyć podziałom!!!) Z kart NT wyłania się obraz kościoła korynckiego składającego się z wielu grup. Ale wszyscy ci wierzący schodzili się fizycznie w tym samym czasie i miejscu na wspólne łamanie chleba (I Kor 11:17-18). Ciekawe, że greckie słowo (synerchomai – schodzić się) tu użyte ma podwójne znaczenie zarówno dosłowne jak i metaforyczne. Jeśli nie schodzimy się fizycznie to też nie schodzimy się duchowo, nie zbliżany się do siebie, nie jednoczymy się. Już sam werset 17 pokazuje, że nie ma jedności bez wspólnego gromadzenia się. Samo nie uczęszczanie na nabożeństwa jest więc postawą niejednoczącą, a wiec dzielącą kościół. Pawłowi nie chodzi też o samo zbieranie się ale o wspólne łamanie chleba.
Kościół jest jeden, gdy schodzi się razem, aby wspólnie łamać chleb.
Przypomnę jeszcze, że I list do Koryntian został napisany w latach 50-tych I. wieku, a wiec stanowi bardzo wczesne świadectwo praktyki pierwszego kościoła.

Ciekawe, że tą samą myśl można zaobserwować w opisie kościoła Jerozolimskiego z Dziejów Apostolskich.
Dz Ap 2:46 „Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach [powinno być: łamiąc chleb w domu], przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca.”
Nie wiedziałem jeszcze poprawnego tłumaczenie tego wersetu. Ten werset mówi, ze łamano chleb w domu (sic!). Liczba pojedyncza! (kat oikon)
Wyrażenie kat oikon nie może być uważane za liczbę mnogą, bo Dzieje Apostolskie znają liczbę mnogą tego zwrotu –kat oikous. Liczba mnoga występuje w 8:3 i 20:20.
Dz Ap 5:42 „Nie przestawali też codziennie w świątyni i po domach nauczać i zwiastować dobrą nowinę o Chrystusie Jezusie”
Tu powiedziane jest, że nauczano (didaskalo) i głoszono (ewangelizo) w domach. Liczba mnoga.
Nie pytajcie mnie jak kilka tysięcy ludzi miałoby łamać chleb w jednym domu. Czy na zmiany, czy go roznoszono…. Nie mam pojęcia. Tekst biblijny jest po prostu nieubłagany, choć na pierwszy rzut oka wydaje się szokujący. (Na tyle zszokował tłumaczy, że poprawili werset 46. :D  )

Nauczanie  wierzących i ewangelizacja było w domach (liczba mnoga). To jest jakby odpowiednik grup domowych. Łamanie chleba było w jednej lokalizacji, aby budować jedność. To odpowiednik naszego niedzielnego nabożeństwa.

Ciekawe, że mamy tu zarówno dużą decentralizację. Nauczanie i ewangelizacja było w wielu domach. A z drugiej strony mamy centralizację łamania chleba.
Myślę również, że biblijna fraza ‘ekklesia kat oikon’ tłumaczone jako ‘kościół domowy’, czy ‘kościół w domu’ nie oznacza czegoś na kształt grupy domowej. Nie świadczy też o tym, że każdy chrześcijański dom jest kościołem. Uważam, że ekklesia kat oikon to wyjątkowe zgromadzenie, na które schodzili się wierzący z danego miasta, aby w jedności łamać chleb.
W danym mieście było wiele chrześcijańskich grup, domów i spotkań ale tylko jedna ekklesia kat’oikon. Tylko w jednym miejscu ‘schodzono się’ jako zbór/kościół (I Kor 11:17-18)
Spójrzmy na zakończenie listu do Rzymian. Przez cały rozdział opisano wiele grup chrześcijańskich, ale tylko raz wspomniany jest kościół (eklesia kat’oikon) w Rzym 16:5. „[pozdrówcie]… także zbór, który jest w ich domu (…) [eklesia kat’oikon]” . Te grupy nie są nazwane kościołem. Kościół jest tylko jeden . To zgromadzenie, gdzie wszystkie grupy spotkały się na łamanie chleba.
Podobnie w Koryncie Paweł domu Chloe ani Stefanasa nie nazywa kościołami. Nie nazywa kosciołem stronnictwa Apollosowego ani Kefesowego (I Kor 1:11).
Tylko chodzenie się ich wszystkich razem na łamanie chleba (w17) nazywa kościołem (zborem) w.18.

Postaram się w kolejnych postach rozwinąć niektóre wątki .

wtorek, 22 listopada 2011

Wspólnota – Koinonia (cz.1)

Wspólnota – Koinonia  (cz.1)
Dziś słowo wspólnota czy społeczność utraciło moc swojego przekazu. W Nowym Testamencie to słowo wspólnota (gr. Koinonia) ma bardzo ważne znaczenie.
Bóg sam jest koinonią trzech osób pozostając jedną istotą. Ojciec, Syn i Duch Święty.
II Kor 13:13 „Łaska Pana Jezusa Chrystusa i miłość Boga, i społeczność (koinonia) Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi”.
Ten werset wskazuje na Ducha Świętego jako na ‘konstruktora’ koinonii. Od wieczności istnieje koinonia pomiędzy Ojcem i Synem a tą koinonię tworzy między nimi Duch.
Zbawienie jest włączeniem się do koinonii Boga.
Apostołowie, gdy głosili ewangelię mówili: „Co widzieliśmy i słyszeliśmy, to i wam zwiastujemy, abyście i wy społeczność (koinonię) z nami (t.j. apostołami) mieli. A społeczność (koinonia) nasza jest społecznością (koinonią) z Ojcem i z Synem jego, Jezusem Chrystusem.” (I Jan 1:3)
Nawracający się ludzie mieli społeczność z apostołami a przez to z Bogiem. Poprzez zbawienie Trójjedyny Bóg poszerza swoją wspólnotę o odkupionych ludzi. Gdy przyjąłeś zbawienie przyłączyłeś się do koinonii z innymi wierzącymi  i z samym Bogiem! Niektórzy chcieli by mieć koinonię tylko z Bogiem a nie z innymi ludźmi. To nie możliwe. To transakcja wiązana. Wejście w koinonię z Bogiem jest wejściem w koinonię z Jego Kościołem
II Kor 13:13 mówi, że celem koinonii jest  dojście do miłości Boga Ojca. Koinonia jest możliwa dzięki łasce Pana Jezusa. Chodzi o zbawczą łaskę wypływającą ze śmierci i zmartwychwstania Pana. Tym kto tworzy tą koinonię jest Duch Święty. (Kościół jest nazwany ‘świątynią Ducha Świętego’ nie dlatego, że Duch Święty jest w nimi uwielbiany, ale dlatego, że On konstruuje tą świątynię.)
Oczyszczenie z grzechów nie jest celem samym w sobie. Łaska Pana Jezusa, która daje usprawiedliwienie ma na celu doprowadzić nas do miłości Boga Ojca.
Podobnie mówi Ef 2:18. „ Albowiem przez niego [Jezusa] mamy dostęp do Ojca, jedni i drudzy w jednym Duchu.” Celem naszego zbawienia, życia i modlitwy jest przychodzenie do Ojca. Możliwe jest to tylko przez Jezusa i Jego działo i w Duchu Świętym.
Nasze przychodzenie do Ojca musi być we wspólnocie. Dlatego powiedziane jest ‘jedni i drudzy’.
Bóg który jest sam wspólnotą może być poznany tylko w kontekście wspólnoty.
Nowy Testament nie mówi o pustelniczym życiu, ale o kościele. Dlatego kolejny werset (Ef 2:19)mówi: „Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga”.
Odkupienie jest złamaniem izolacji i alienacji. Kiedyś (gdy nie byłem chrześcijaninem) byłęm obcym i przychodniem. Teraz już nie jestem. Odnalazłem dom.
Kościół jest przedłużeniem wspólnoty Boga na ludzi. Przychodząc do Boga, przychodzę jednocześnie do jego ludzi.
W świetle Nowego Testamentu zbawienie bez kościoła jest niepełne, defektywne, czasowe.
Wszyscy którzy chcą naśladować Jezusa muszą się przyłączyć do istniejących wspólnot chrześcijańskich lub utworzyć je,tam gdzie ich nie ma.
Jest takie zdanie łacińskie, które dało mi ostatnio dużo do myślenia. ‘Unus Christianus est nullus Christianus’ (Jeden chrześcijanin to żaden chrześcijanin).