Blog Krzysztofa Majdyło

Chcę dzielić się tym, kim jestem z wami....

piątek, 27 lipca 2012

Pożegnałem mojego ojca


23 07 2012 pożegnałem mojego ojca na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku

„Kochani dziękuję, że jesteście tutaj razem z nami, aby płakać z nami, i aby nas pocieszać.
Dziś jest jeden z ważniejszych dni w moim życiu i zarazem jeden z bardziej bolesnych, ważny dzień w życiu mężczyzny, który żegna swojego ojca.  Żegnam tego, który dał mi życie i uczynił mężczyzną. Dzisiaj jestem tu, aby wobec was wyrazić moją cześć, wdzięczność i podziw wobec mojego taty.
Żył 63 lata.
Urodził się w Węgorzewie na Mazurach (gdzie po wojnie osiedlili się jego rodzice). Potem przeprowadził z nami swoją rodziną do Kętrzyna.  Nauczył mnie kochać tą ziemię. Nauczył mnie kochać lasy i jeziora, nauczył mnie o grzybach drzewach rybach i ptakach. Nauczył mnie tego, co chcę przekazać swoim dzieciom…
Tam była jego ojcowizna. Tam została moja.
Pracował w Milicji a potem w Policji w wydziale kryminalnym. Wielokrotnie ryzykował życie. W tym wszystkim okazywał się silnym mężczyzną.
Kochał czytać książki. Moja żona zauważyła, że jest to pasja, którą odziedziczyłem po nim.
Miał 2 synów. Ja i Tomasz z domu wzięliśmy zapał do zdobywania wiedzy, rozwoju, nauki i książek. Obaj ukończyliśmy studia medyczne. Zostaliśmy lekarzami i poświęciliśmy się ratowaniu życia i zdrowia ludzi.
Dziś chowa ojca tylko jeden syn. Ponad rok temu bieg życia naszej rodziny przerwała nagłą śmierć Tomasza, mojego braciszka. Razem jako rodzina pogrążyliśmy się w bólu i żałobie. Starając się żyć na nowo i zrozumieć wszystko. Wspólny ból i walka ze śmiercią bardzo nas zbliżyła.
Wkrótce po śmierci Tomasza okazało się, że mój ojciec ma wznowę choroby nowotworowej.
W sumie walczył z chorobą ponad 10 lat. Dzięki determinacji po usunięci krtani nauczył się mówić za pomocą protezy głosowej. Cieszył się życiem pomimo tego kalectwa.
Przypomina mi się książka z dzieciństwa „Opowieść o prawdziwym człowieku”. Mój ojciec okazał się prawdziwym człowiekiem.
Wznowa choroby spowodowała nowy ból. Był silnym mężczyzną. Przeszedł kolejną operację, chemioterapię, radioterapię, wiele powikłań. Nawet w bólu nie tracił poczucia humoru. Spodziewał się zwycięstwa nad chorobą Nie załamywał się. Był zachętą dla innych.
Myślał o rodzinie. Kochał swoją żonę, wnuki i synową, moją dzielną żonę. Kochał swoich synów. Zawsze wyrażał się z dużym szacunkiem o swoich rodzicach
Nad jego łóżkiem wiszą portrety moich dzieci Nasteczki, Marcelinki i Barteczka. Bardzo kochał swoje wnuczęta i zawsze  o nich pamiętał.
Dwa dni przed śmiercią pojechał do lasu nazbierać grzyby ‘dla wnuków’. Dziś planował być w swoich mazurskich a nie w tej mogile w Gdańsku.
Moim przywilejem i honorem jako mężczyzny było, że przez ostatni rok z mamą praktycznie mieszkał z nami. Zbliżyliśmy się. Asystowałem mu i służyłem. Podtrzymywałem jego ramię, gdy słabł. Gdy byłem dzieckiem on nosił mnie na rękach. Teraz w czasie choroby ja podtrzymywałem jego.
Pamiętam jak razem ja i on, ojciec i syn kilka miesięcy temu siedzieliśmy oglądając bez słowa film ‘ucieczka z Shawshank’. Wspaniały obraz o sile nadziei. Czułem wtedy, że dzielimy nadzieję. Marzenie. Jakbyśmy razem planowali uciec z nieszczęścia, w którym się znaleźliśmy.
Tata spełnił swoje  marzenie. Poszedł na mecz futbolowy Euro. Pomimo osłabienia i choroby przeszedł długi dystans i wspiął się na wysokie miejsce. Był wtedy tak szczęśliwy. (W jego saszetce po śmierci znaleźliśmy bilet z tego meczu, który zachował sobie na pamiątkę)
Ostatnie dni spędził w domu. Dzięki innowacyjnemu zabiegowi wszczepienia protezy przełyku mógł jeść i cieszyć się smakiem. (Od listopada 2011 nie połykał) Jeździł do swoich mazurskich lasów i zbierał grzyby. Nie myślał o śmierci. Żył nadzieją. To ona dawała mu siłę. Jakby niestrudzenie szykował swoją ucieczkę z Shawshank.
Kiedyś obiecał mi, że ureguluje swoje spawy z Bogiem. Dotrzymał słowa. Pojednał się z Ojcem w niebie, z Najwyższym.
Umarł nagle. Wykrwawił się na rękach swojej żony, mojej mamy, dzielnej kobiety, która stałą przy nim wiernie przez całe życie w doli i niedoli szczególnie w czasie choroby niczym dzielna kobieta, którą opiewał król Salomon w Piśmie Świetym. Moja mama jest tutaj przy mnie. Rok temu pochował syna. Dziś chowa męża. Okazała się w tych przeciwnościach silną kobietą.
To jest mój hołd, dla mojego ojca Ryszarda. Jego imię oznacza silny i dzielny. Takim był człowiekiem i jako taki zostanie w moim sercu. Dziś jak chyba nigdy wcześniej potrzebuję jego siły….
Dziś syn żegna swojego ojca.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz