23 07 2012 pożegnałem mojego ojca na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku
„Kochani dziękuję,
że jesteście tutaj razem z nami, aby płakać z nami, i aby nas pocieszać.
Dziś jest jeden
z ważniejszych dni w moim życiu i zarazem jeden z bardziej bolesnych, ważny dzień w życiu mężczyzny, który żegna
swojego ojca. Żegnam tego, który dał mi życie i uczynił mężczyzną.
Dzisiaj jestem tu, aby wobec was wyrazić moją cześć, wdzięczność i podziw wobec
mojego taty.
Żył 63 lata.
Urodził się w
Węgorzewie na Mazurach (gdzie po wojnie osiedlili się jego rodzice). Potem
przeprowadził z nami swoją rodziną do Kętrzyna. Nauczył mnie kochać tą
ziemię. Nauczył mnie kochać lasy i jeziora, nauczył mnie o grzybach drzewach
rybach i ptakach. Nauczył mnie tego, co chcę przekazać swoim dzieciom…
Tam była jego
ojcowizna. Tam została moja.
Pracował w
Milicji a potem w Policji w wydziale kryminalnym. Wielokrotnie ryzykował życie.
W tym wszystkim okazywał się silnym mężczyzną.
Kochał czytać
książki. Moja żona zauważyła, że jest to pasja, którą odziedziczyłem po nim.
Miał 2 synów.
Ja i Tomasz z domu wzięliśmy zapał do zdobywania wiedzy, rozwoju, nauki i
książek. Obaj ukończyliśmy studia medyczne. Zostaliśmy lekarzami i
poświęciliśmy się ratowaniu życia i zdrowia ludzi.
Dziś chowa ojca
tylko jeden syn. Ponad rok temu bieg życia naszej rodziny przerwała nagłą
śmierć Tomasza, mojego braciszka. Razem jako rodzina pogrążyliśmy się w bólu i
żałobie. Starając się żyć na nowo i zrozumieć wszystko. Wspólny ból i walka ze
śmiercią bardzo nas zbliżyła.
Wkrótce po
śmierci Tomasza okazało się, że mój ojciec ma wznowę choroby nowotworowej.
W sumie walczył
z chorobą ponad 10 lat. Dzięki determinacji po usunięci krtani nauczył się
mówić za pomocą protezy głosowej. Cieszył się życiem pomimo tego kalectwa.
Przypomina mi
się książka z dzieciństwa „Opowieść o
prawdziwym człowieku”. Mój ojciec okazał się prawdziwym człowiekiem.
Wznowa choroby
spowodowała nowy ból. Był silnym mężczyzną. Przeszedł kolejną operację,
chemioterapię, radioterapię, wiele powikłań. Nawet w bólu nie tracił poczucia
humoru. Spodziewał się zwycięstwa nad chorobą Nie załamywał się. Był zachętą
dla innych.
Myślał o rodzinie. Kochał swoją żonę, wnuki i synową, moją dzielną
żonę. Kochał swoich synów. Zawsze wyrażał się z dużym szacunkiem o swoich
rodzicach
Nad jego
łóżkiem wiszą portrety moich dzieci Nasteczki, Marcelinki i Barteczka. Bardzo
kochał swoje wnuczęta i zawsze o nich pamiętał.
Dwa dni przed
śmiercią pojechał do lasu nazbierać grzyby ‘dla wnuków’. Dziś planował być w swoich
mazurskich a nie w tej mogile w Gdańsku.
Moim
przywilejem i honorem jako mężczyzny było, że przez ostatni rok z mamą praktycznie
mieszkał z nami. Zbliżyliśmy się. Asystowałem mu i służyłem. Podtrzymywałem
jego ramię, gdy słabł. Gdy byłem dzieckiem on nosił mnie na rękach. Teraz w
czasie choroby ja podtrzymywałem jego.
Pamiętam jak
razem ja i on, ojciec i syn kilka miesięcy temu siedzieliśmy oglądając bez
słowa film ‘ucieczka z Shawshank’.
Wspaniały obraz o sile nadziei. Czułem wtedy, że dzielimy nadzieję. Marzenie.
Jakbyśmy razem planowali uciec z nieszczęścia, w którym się znaleźliśmy.
Tata spełnił
swoje marzenie. Poszedł na mecz futbolowy Euro. Pomimo osłabienia i
choroby przeszedł długi dystans i wspiął się na wysokie miejsce. Był wtedy tak
szczęśliwy. (W jego saszetce po śmierci znaleźliśmy bilet z tego meczu, który
zachował sobie na pamiątkę)
Ostatnie dni
spędził w domu. Dzięki innowacyjnemu zabiegowi wszczepienia protezy przełyku mógł
jeść i cieszyć się smakiem. (Od listopada 2011 nie połykał) Jeździł do swoich
mazurskich lasów i zbierał grzyby. Nie myślał o śmierci. Żył nadzieją. To ona
dawała mu siłę. Jakby niestrudzenie szykował swoją ucieczkę z Shawshank.
Kiedyś obiecał
mi, że ureguluje swoje spawy z Bogiem. Dotrzymał słowa. Pojednał się z Ojcem w
niebie, z Najwyższym.
Umarł nagle.
Wykrwawił się na rękach swojej żony, mojej mamy, dzielnej kobiety, która stałą
przy nim wiernie przez całe życie w doli i niedoli szczególnie w czasie choroby
niczym dzielna kobieta, którą opiewał
król Salomon w Piśmie Świetym. Moja mama jest tutaj przy mnie. Rok temu
pochował syna. Dziś chowa męża. Okazała się w tych przeciwnościach silną
kobietą.
To jest mój
hołd, dla mojego ojca Ryszarda. Jego
imię oznacza silny i dzielny. Takim był człowiekiem i jako taki zostanie
w moim sercu. Dziś jak chyba nigdy
wcześniej potrzebuję jego siły….
Dziś syn żegna swojego ojca.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz